17 października 1984 roku o godz. 4.26 pociąg pospieszny nr 2603 z Lublina do Jeleniej Góry najechał na ruszający spod semafora na stacji Bąków pociąg towarowy nr 98883. Do wypadku doszło na skutek błędu dyżurnej ruchu stacji Bąków, która sądziła, że pociąg towarowy jest na trasie do Kluczborka, gdzie w tym czasie znajdował się inny pociąg towarowy.
Dyżurna otrzymała od dyżurnego ruchu w Starym Oleśnie informację, że na tej trasie jest pociąg towarowy. Zapytała więc przez radiotelefon: „Pociąg, który jedziesz po jedynce do Kluczborka, jaki masz numer?” Jednak zamiast maszynisty jadącego do Kluczborka odezwał się i podał swój numer znajdujący się bliżej maszynista pociągu, który stanął pod semaforem w Bąkowie.
Na tej podstawie dyżurna ruchu doszła do błędnego przekonania, że tor w Bąkowie jest wolny i poinformowała o tym dyżurnego w Starym Oleśnie.
Na tej podstawie dyżurny w Starym Oleśnie dał pociągowi pospiesznemu zgodę na wjazd na trasę do Kluczborka. Po około trzech minutach od otrzymania informacji o wyjeździe pociągu pospiesznego ze Starego Olesna dyżurna ruchu w Bąkowie dała sygnał wolna droga na semaforze przed swoją stacją, gdzie czekał zawieruszony przez nią pociąg towarowy 98883.
O pomyłce zorientowała się gdy zobaczyła światła wjeżdżającego do Bąkowa pociągu towarowego na torze, na którym powinien być pociąg pospieszny. Próbowała zaalarmować maszynistę pociągu pospiesznego przez radio, ale było już za późno.
W tym czasie wychodząc z łuku w lesie maszynista zorientował się, że ma przed sobą światła końcowe pociągu towarowego i rozpoczął hamowanie. Do momentu zderzenia zdołał zmniejszyć prędkość ze 120 do 93 km na godzinę. Ruszający pociąg towarowy jechał z prędkością 10 km na godzinę.
W wyniku zderzenia wagony pociągu pospiesznego zostały rozrzucone na obie strony torów. Zginęły 4 osoby w tym maszynista i konduktor pocztowy z pociągu pospiesznego oraz dwóch pasażerów. Około 60 osób odniosło rany. Liczba ofiar byłaby większa gdyby nie fakt, iż zaraz za lokomotywą znajdował się wagon pocztowy.
Katastrofa w Bąkowie była szeroko relacjonowana w telewizji, co było wyjątkowe w czasach PRL. Stało się tak dlatego, że w tym czasie porwano księdza Jerzego Popiełuszkę i za pomocą wypadku władze chciały odwrócić uwagę opinii publicznej od sprawy księdza.