Filmowa scena, w której polski żołnierz nieporadnie tłumaczy Czechom, dlaczego jego czołg utkwił w witrynie ich gospody, dobrze ilustruje stan ducha większości szeregowych polskich żołnierzy i oficerów. Z jednej strony karmieni na co dzień państwową propagandą, przedstawiającą Czechosłowację jako kontrrewolucyjną Sodomę i Gomorę, z drugiej strony już od pierwszych dni widzieli na własne oczy, że świat po drugiej stronie się nie wali, a ludzie woleliby, by pozostawiono ich w świętym, może nawet socjalistycznym, spokoju.
Na to nałożyła się ogromna niechęć, jaką czechosłowackie społeczeństwo okazywało interwentom, czasem nawet pogarda. To podminowywało morale polskich żołnierzy, niektórzy z nich reagowali agresją, która kilkukrotnie doprowadziła do tragedii.
Sama operacja Dunaj była największą militarną operacją w powojennej Europie. W pierwszym rzucie inwazji wzięło udział od 200 do 250 tysięcy żołnierzy i ok. 4200 czołgów.
Wśród nich znalazły się jednostki 2 Armii Wojska Polskiego, które liczyły 24 300 żołnierzy, 647 czołgów, 566 transporterów opancerzonych, ok. 450 dział, 4700 samochodów i 36 śmigłowców.
Podstawowym zadaniem sił polskich było unieszkodliwienie Czechosłowackiej Armii Ludowej. W pierwszych dniach inwazji liczono się z koniecznością rozbrajania żołnierzy czechosłowackich. Okazało się jednak, że morale w armii czechosłowackiej było na tyle niskie, że nie było to konieczne. Rola żołnierzy polskich sprowadzała się od tej pory do blokowania garnizonów czechosłowackiej armii. W ich pobliżu rozlokowano pododdziały polskie w odpowiedniej sile, które miały kontrolować działalność armii czechosłowackiej.
W sumie wojska biorące udział w interwencji spowodowały śmierć 90 osób, głównie w Pradze. Ponad 800 osób zostało rannych, w tym ponad 300 ciężko. W czasie operacji zginęło w wyniku wypadków nadzwyczajnych 10 polskich żołnierzy – trzech w wyniku wypadków drogowych, jeden popełnił samobójstwo oraz sześciu w wyniku nieostrożnego obchodzenia się z bronią.
Według kalkulacji Leszka Pajórka koszty operacji (zarówno w budżecie MON, jak i gospodarce narodowej) wyniosły ok. 670 mln złotych i 340 tys. koron czeskich. Interwencja spowodowała też niedobory na rynku krajowym (węgiel, artykuły spożywcze, odzież), ale to już zupełnie inna historia.
Ciekawostką jest fakt, że choć siły NRD włączono formalnie w skład wojsk interwencyjnych, to jednak nie zaangażowano ich czynnie w akcje wojskowe. Uznano bowiem, że pojawienie się na ulicach czeskich miast i miasteczek silnych oddziałów złożonych z żołnierzy mówiących po niemiecku niedobrze by się historycznie kojarzyło.