Później eksponowanie rzekomego zagrożenia za strony Niemiec zaczęło przynosić efekty i pojawiały się wypowiedzi wyrażające obawę, że przejście Czechów i Słowaków na stronę Zachodu mogłoby sprowadzić zagrożenie także dla Polski.
Oprócz działań propagandowych podjęto działania policyjne i represyjne. Nasilono kontrole nad społeczeństwem, a agenci nadstawiali ucha na to, co i jak się mówi. Sporządzane następnie raporty trafiały na biura partyjnych decydentów, pełniąc rolę badania opinii społecznej, czego wówczas jeszcze nie robiono w sposób naukowy. Z tych raportów wynika, że odnotowano co najmniej 143 przypadki kolportażu ulotek, zawierających krytykę interwencji w Czechosłowacji. Pojawiły się one w 64 miejscowościach, zarówno w dużych miastach, jak i na wsi.
W co najmniej 49 miejscowościach Polski pojawiły się napisy na murach. Służba Bezpieczeństwa skrupulatnie notowała ich treść. Była to hasła w rodzaju: „Precz z agresją sowiecką w Czechosłowacji”, „Rosjanie do domu”, „Napaść na CSRS hańbą Polski” czy szczególnie irytujące dla I sekretarza PZPR: „Hitler 1938 - Gomułka 1968”.
Przed ambasadą i Ośrodkiem Kultury Czechosłowackiej składano też kwiaty.
Represje objęły wiele osób. Zatrzymano ponad 100 osób, z których kilkanaście stanęło przed sądem. Wyroki sięgały kilku lat więzienia.
Natomiast w relacjach uczestników interwencji po stronie polskiej armii znajdujemy zupełnie inny obraz reakcji społeczeństwa polskiego.
Płk dypl. Ryszard Konopka z 11. Drezdeńskiej Dywizji Pancernej pisze, że ludność z pobliskich okolic tłumnie wyległa na ulice i drogi, którymi przemieszczały się w stronę granicy Czechosłowacji polskie jednostki. „Wielu starszych ludzi trzymało w dłoniach palące się świece i obrazy świętych, a także krzyże. Znakami krzyża żegnano nas w tych okolicach powszechnie. Również młodzież zachowywała się bardzo spontanicznie. Otrzymaliśmy dużo kwiatów. Nasze czołgi pokryte kwiatami robiły na nas niesamowite wrażenie” – wspomina Konopka.
Gen. broni Włodzimierz Sawczuk utrzymuje ponadto, że już w czasie okupacji do żołnierzy przychodziły tysiące listów i telegramów z poparciem od różnych instytucji, szkół, organizacji i od pojedynczych obywateli.
Polska ludność, która była świadkiem przejazdu pancernych kolumn, kierujących się w stronę przejść granicznych z Czechosłowacją, w wielu przypadkach traktowała żołnierzy, jakby szli na wojnę ze śmiertelnym wrogiem Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Tadeusz Oratowski pisze, że starsze kobiety, które miały przeważać wśród żegnających polskich żołnierzy, obdarowywały ich wszystkim co naprędce zdołały przygotować. „A więc były wspaniałe domowe zupy, przyniesione w kotłach, w konwiach i w garnkach, kawa, kanapki, papierosy oraz inne delicje” – wspomina po latach.
Oprócz działań propagandowych podjęto działania policyjne i represyjne. Nasilono kontrole nad społeczeństwem, a agenci nadstawiali ucha na to, co i jak się mówi. Sporządzane następnie raporty trafiały na biura partyjnych decydentów, pełniąc rolę badania opinii społecznej, czego wówczas jeszcze nie robiono w sposób naukowy. Z tych raportów wynika, że odnotowano co najmniej 143 przypadki kolportażu ulotek, zawierających krytykę interwencji w Czechosłowacji. Pojawiły się one w 64 miejscowościach, zarówno w dużych miastach, jak i na wsi.
W co najmniej 49 miejscowościach Polski pojawiły się napisy na murach. Służba Bezpieczeństwa skrupulatnie notowała ich treść. Była to hasła w rodzaju: „Precz z agresją sowiecką w Czechosłowacji”, „Rosjanie do domu”, „Napaść na CSRS hańbą Polski” czy szczególnie irytujące dla I sekretarza PZPR: „Hitler 1938 - Gomułka 1968”.
Przed ambasadą i Ośrodkiem Kultury Czechosłowackiej składano też kwiaty.
Represje objęły wiele osób. Zatrzymano ponad 100 osób, z których kilkanaście stanęło przed sądem. Wyroki sięgały kilku lat więzienia.
Natomiast w relacjach uczestników interwencji po stronie polskiej armii znajdujemy zupełnie inny obraz reakcji społeczeństwa polskiego.
Płk dypl. Ryszard Konopka z 11. Drezdeńskiej Dywizji Pancernej pisze, że ludność z pobliskich okolic tłumnie wyległa na ulice i drogi, którymi przemieszczały się w stronę granicy Czechosłowacji polskie jednostki. „Wielu starszych ludzi trzymało w dłoniach palące się świece i obrazy świętych, a także krzyże. Znakami krzyża żegnano nas w tych okolicach powszechnie. Również młodzież zachowywała się bardzo spontanicznie. Otrzymaliśmy dużo kwiatów. Nasze czołgi pokryte kwiatami robiły na nas niesamowite wrażenie” – wspomina Konopka.
Gen. broni Włodzimierz Sawczuk utrzymuje ponadto, że już w czasie okupacji do żołnierzy przychodziły tysiące listów i telegramów z poparciem od różnych instytucji, szkół, organizacji i od pojedynczych obywateli.
Polska ludność, która była świadkiem przejazdu pancernych kolumn, kierujących się w stronę przejść granicznych z Czechosłowacją, w wielu przypadkach traktowała żołnierzy, jakby szli na wojnę ze śmiertelnym wrogiem Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Tadeusz Oratowski pisze, że starsze kobiety, które miały przeważać wśród żegnających polskich żołnierzy, obdarowywały ich wszystkim co naprędce zdołały przygotować. „A więc były wspaniałe domowe zupy, przyniesione w kotłach, w konwiach i w garnkach, kawa, kanapki, papierosy oraz inne delicje” – wspomina po latach.