Te bowiem nakazywały żołnierzom utrzymywanie poprawnych relacji z ludnością cywilną i nie uleganie ewentualnym prowokacjom. Zakazano także wszelkich rekwizycji towarów oraz wymuszania na lokalnych władzach usług o charakterze gospodarczym. Niemniej jednak, jedną z najczarniejszych kart z historii interwencji w Czechosłowacji jest tak zwany „Incydent w Jiczynie”.
Doszło do niego 7 września 1968 roku. Po godzinie 23:00 pijany polski żołnierz strzelał do grupy obywateli czechosłowackich. Dwie osoby zginęły, a siedem zostało rannych, wśród nich dwóch innych polskich żołnierzy.
W toku śledztwa ustalono, że tego dnia wieczorem z miejsca stacjonowania oddaliło się pięciu pijanych i uzbrojonych żołnierzy. W centrum miasteczka, doszło do sprzeczki. Część żołnierzy chciała wracać do jednostki. Dwóch z nich, Zygmunt Zapasa i Stefan Dorna, najpierw oddało strzały w powietrze, a później ten ostatni otworzył ogień do stojącej nieopodal grupki Czechów. Zachowywał się przy tym wyjątkowo bezwzględnie i brutalnie: zastrzelił rannego młodego człowieka, a kobietę którą wcześniej także postrzelił, próbował zgwałcić.
Wojskowy prokurator nie miał problemów z ustaleniem kto zabijał, choć sam Dorna, który miał we krwi blisko dwa promile alkoholu, twierdził, że niczego nie pamięta. Czesi próbowali postawić mu zarzut morderstwa, ale szybko przewieziono go do aresztu w Kłodzku, a polska strona odmówiła wydania go czechosłowackiemu wymiarowi sprawiedliwości. Nie uniknął jednak procesu – został skazany na karę śmierci, choć później zamieniono mu ją na dożywocie, 25 lat, by ostatecznie wypuścić go za dobre sprawowanie z więzienia w 1983 roku.
W sumie wojska biorące udział w interwencji spowodowały śmierć co najmniej 90 osób, głownie w Pradze. Ponad 800 osób zostało rannych, w tym ponad 300 ciężko.
Należy być oczywiście jak najdalszym od jakiejkolwiek formy symetryzmu, jednak warto przytoczyć także dane czechosłowackiej służby bezpieczeństwa , która odnotowała również przypadki czynnej napaści na polskich żołnierzy.
24 września na posterunek wojska polskiego w Predhradiu wtargnął obywatel czechosłowacki o nazwisku Pokorny, który podczas próby zatrzymania go ranił nożem kuchennym polskiego szeregowego.
1 października w miejscowości Rapotin na ziemi szumperskiej postrzelono innego szeregowca. Sprawcy nie złapano, choć bezpieka twierdziła, że w pobliżu rzekomo widziano samochód na austriackich numerach rejestracyjnych.
W hotelu Slavie w Turnovie, najpierw nieznani sprawcy pobili dwóch czeskich żołnierzy odwiedzających polskich wojaków, a następnie ktoś rzucił obok pokoju zajmowanego przez Polaków pojemnik z gazem łzawiącym.
Jeden z polskich oficerów biorących udział w interwencji, opisuje jak podczas przejazdu uliczkami Jiczyna, z tłumu wybiegł chłopiec trzymający w ręku butelkę, prawdopodobnie wypełnioną benzyną, czyli tak zwany koktajl Mołotowa. Dostrzegł go jednak dowódca jednego z wozów i wymierzył pistolet w stronę atakującego. Na ten widok pozostali cywile obezwładnili i ukryli swego pobratymca.