Każda z owych 208 reprezentacji ma swój narodowy hymn. Pieśń, która miała ją poprowadzić do zwycięstwa. Na razie to założenie sprawdziło się tylko w odniesieniu do 32 finalistów mundialu, ale i ta liczba będzie wkrótce dynamicznie maleć.
Co dowodzi nie tylko, że jedne nacje kopią piłkę lepiej niż inne, ale także, że jeśli naród ma kiepski hymn, to już na wstępie jego szanse na sukces są mocno ograniczone.
Taka np. Holandia, choć od dziesięcioleci jest ojczyzną wielkich piłkarzy, nigdy nie zdobyła mistrzostwa świata, a chociaż w 2010 roku, podobnie zresztą jak w 1974, była wicemistrzem, zaś na ostatnich mistrzostwach w 2014 zdobyła brązowy medal, tym razem w ogóle nie wystąpi na najważniejszej futbolowej imprezie.
Może to fatum ma swój fundament właśnie w hymnie Holandii, którym jest pochodząca z 1568 roku pieśń „Wilhelm z Nassau”? To najstarszy utwór na świecie będący obecnie hymnem narodowym, a że powstał on trzysta lat przed zdefiniowaniem reguł gry w piłkę nożną, nie należy się dziwić, że na piłkarskich imprezach się nie sprawdza, utrzymując Holandię i jej kibiców w nieustającej depresji.
Zresztą hymnów narodowych, których treść jest oderwana od współczesnej rzeczywistości, jest znacznie więcej. Włosi np., którzy mimo że są nacją piłkarsko jeszcze znaczniejszą niż Holendrzy (to w końcu czterokrotni mistrzowie świata), mają hymn coraz mniej aktualny, gdyż głosi on m.in., że „już austriacki orzeł stracił swe pióra, krew włoską, krew polską, pił wraz z Kozakiem, lecz wypaliła mu gardło”.
To miało sens do roku 1918, ale – heloł! - mamy już 2018! Pieśń „Bracia Włosi” najwyraźniej straciła moc, więc poniekąd my, wspomniani w tej pieśni Polacy, gramy na mundialu za bramkę waszą i naszą.
Tym bardziej, że w naszym hymnie o ziemi włoskiej jest w każdym refrenie. I ma on jeszcze jedną przewagę nad niejednym konkurencyjnym utworem – otóż ma ponadczasowy sens. Co najmniej do słów „szablą odbierzemy”, oczywiście jeśli tej szabli nie będziemy brać nader dosłownie.
Na szczęście, parafrazując znane powiedzenie o pieniądzach – hymny nie grają, choć na mistrzostwach gra się je przed każdym meczem. Gdyby sukces zależał od ilości sensu w hymnie, Rosja miałaby mistrzostwo świata w kieszeni.
Tekst jej pieśni narodowej jest bowiem wielką pochwałą Rosji - jej wielkości terytorialnej, piękna i ogromu bogactw naturalnych. To jest bez wątpienia pod względem połączenia wzniosłości i zrozumiałego dla współczesnych sensu hymn nad hymny.
Na szczęście, jak Czarniecki wróci się przez morze, to Ruskim nawet ich hymn nie pomoże. Szczególnie, że my w odwodzie mamy prastarą, za to zawsze gwarantującą zwycięstwa Bogurodzicę i na wskroś współczesnego Roberta Lewandowskiego.
Zatem: do boju Polsko!!!