Dziś jest już lepiej, więc przyjrzyjmy się wykwitowi tego niezwykłego zjawiska, jakim jest wspaniałe, i moim zdaniem, bijące na głowę angielskie, o niemieckim nie wspominając – poczucie humoru.
Jednym z najtrafniejszych podsumowań tego, co stało się we wtorek na stadionie Spartaka jest zdjęcie Roberta Lewandowskiego z mówiącym wszystko podpisem: Pomocy. Wkładu tej boiskowej formacji w grę nasze reprezentacji rzeczywiście zabrakło najbardziej.
Oczywiście w humorystycznych interpretacjach nie mogło zabraknąć odniesień politycznych. Bohaterem dwóch memów był premier Mateusz Morawiecki.
Na jednym obok naszego szefa rządu stoi Angela Merkel. Podpis: tylko my z Europy przegraliśmy pierwszy mecz, musimy się trzymać razem. Na drugim premier jest w towarzystwie wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa. Podpis: - Frans, nie gadajmy zbyt długo, bo jest mundial, choć może wy w Holandii o tym nie wiecie.
Z kolei uchwycony na zdjęciu z piórem w ręku prezydent Andrzej Duda podpisuje… akt deportacji Thiago Cionka, jedynego w naszej aktualnej kadrze farbowanego lisa, czyli piłkarza rodem z zagranicy, konkretnie z Brazylii, acz o polskich korzeniach.
Teraz przed nami mecz numer dwa, czyli – jak zwykle na wielkich imprezach - mecz o wszystko. Zdaniem części internautów tylko głębokie zmiany w składzie Biało-Czerwonych dają szanse na pokonanie Kolumbii.
Jedna z grafik proponuje następujące zestawienie. W Bramce Tadeusz Rejtan, w obronie od prawej Sienkiewicz, Westerplatte, Kordecki i Dąbrowski. W pomocy, której tak zabrakło z Senegalem, Chodkiewicz, Kopernik, Jan Paweł II i Małysz, a w ataku zamiast Milika Sobieski w parze z Lewandowskim. Twórca tej koncepcji nie wierzy, by Adam Nawałka potrafił okiełznać taką konstelację gwiazd i proponuje powierzenie prowadzenia drużyny narodowej Władysławowi Jagielle.
Po pierwszej serii spotkań grupowych, oprócz tego, że forma Polaków wymaga poprawy, wiemy także, że Rosjanie zorganizowali swoje mistrzostwa ze szwajcarską precyzją, niemiecką konsekwencją i południowoamerykańską fantazją – czyli wszystkim tym, czego zabrakło naszym w meczu z grubo ciosanymi, za to do bólu konsekwentnymi piłkarzami z Afryki.
Organizacyjnie wszystko na tym mundialu działa jak w zegarku a efektu dopełniają wyniki. Jest to turniej szalony pod względem sportowym, czyli taki, jak kibice lubią najbardziej.
Od kilku edycji mistrzostw świata przywykliśmy już, że obrońcy tytułu wypadają na nich fatalnie. Dość przypomnieć, że w 2010 roku obrońcy tytułu, Włosi, nie wyszli z grupy,
a cztery lata później taki sam los spotkał broniących mistrzostwa Hiszpanów. Teraz w Rosji mistrzowie świata Niemcy przegrali swój pierwszy mecz z Meksykiem.
Nie oznacza to jeszcze, że po trzech meczach będą musieli pakować walizki, lecz przed nimi z pewnością arcytrudne zadanie. Niewątpliwym odkryciem, jakiego dokonaliśmy dzięki pierwszemu mundialowemu występowi drużyny trenera Joachima Loewa jest to,
że obok licznej na Opolszczyźnie mniejszości niemieckiej, w niedzielę po południu ujawniła się też mniejszość meksykańska – nie wiem czy liczniejsza, ale z pewnością głośniejsza.
Na tegorocznym mundialu zawodzą jednak nie tylko mistrzowie. Argentyna, druga drużyna świata sprzed czterech lat, nie potrafiła na inaugurację wygrać z reprezentacją Islandii, czyli kraju liczącego sto trzydzieści razy mniej mieszkańców niż ojczyna Messiego.
Trzecia drużyna poprzedniego mundialu – Holandia – w ogóle nie zakwalifikowała się do Rosji, a czwarta – Brazylia – w dalekim od piłkarskiej samby stylu zaledwie zremisowała ze Szwajcarią.
Wszystko to powoduje, że poza Belgią, która swój pierwszy mecz wygrała 3-0 i Francją, mającą na koncie wymęczone zwycięstwo nad piłkarskimi kangurami z Australii, wszystkie zespoły z czołowej ósemki rankingu FIFA zaczęły mistrzostwa słabo lub bardzo źle. Ósma we wspomnianym rankingu Polska niestety wypadła w tym gronie najgorzej.
Przed nami zatem niedzielny mecz o wszystko z Kolumbią. I nadzieja, że kolejny, z Japonią, nie będzie już tylko o honor.