Oczywiście, swąd płonących aut jak zwykle nie dotarł do nosów ludzi z klasą, którzy przy okazji zwycięstwa Francji postanowili po raz kolejny zawstydzić nas - ciemnych Polaczków – i pokazać nam, na czym polega europejskość. „Proszę bardzo - mówili, wskazując na drużynę Francji złożoną prawie w całości z rdzennych mieszkańców Afryki lub ich potomków w pierwszej linii - oto jest drużyna nowoczesnego, otwartego europejskiego kraju, tymczasem my wciąż w zaścianku, my wciąż boimy się imigrantów.”
I mają rację. Owszem, boimy się imigrantów. Ale boimy NIEKTÓRYCH imigrantów. Nazwijmy ich specyficznymi, żeby nie narażać się na ataki polit-poprawnych wrażliwców. Bo normalnych imigrantów przyjmujemy z otwartymi ramionami. Oto mam na biurku „Dziennik. Gazetę Prawną” i z pierwszej strony krzyczy do mnie tytuł „Zielona karta dla ukraińskich rodzin”. Czytam i czego się doczytuję? Tego, że rząd proponuje szybką ścieżkę integracyjną dla imigrantów legalnie pracujących w Polsce oraz ich rodzin. Już po dwóch i pół roku zatrudnienia na podstawie zezwolenia na pobyt i pracę imigrant będzie mógł sprowadzić najbliższą rodzinę, której członkowie otrzymają możliwość pracy w Polsce. Dziś na stałe zezwolenie pobytowe czeka się cztery lata.
„Zmiany mają na celu wprowadzenie ułatwień dla osiedlania się w Polsce obywateli państw bliskich kulturowo, którzy posiadają kwalifikacje w zawodach pożądanych dla polskiej gospodarki” – czytam we wspomnianej gazecie, która cytuje projekt noweli. Mhm… Szukam teraz słowa klucza, dzięki któremu ta dwumilionowa już chyba imigracja Ukraińców jest dla nas taka… naturalna.
Może tym słowem jest „praca”? Zieloną kartę dostaną ludzie pracujący – proste i logiczne. A może chodzi o sformułowanie „bliscy kulturowo”? Bardzo rozsądne, bo po co żenić wodę z ogniem? Ogniem z palonych opon i sklepów…
A może tym słowem kluczem jest przysłówek „legalnie”? Bo zerknijmy tylko za Odrę, do państwa, które uchodzi za wzór uporządkowania i organizacji. Właśnie niemiecki rząd poinformował, że nie wiadomo, gdzie przebywa 13 procent z miliona migrantów zarejestrowanych w 2015 roku, kiedy to Angela Merkel zaprosiła do Europy pół Afryki i ładny kawałek Azji. Nie znajdują się oni w tych miejscach, do których ich skierowano, z czego przynajmniej połowa z nich to ludzie, którym odmówiono azylu, więc przebywają w Europie nielegalnie. Tyle że się ulotnili… W związku z czym rząd federalny zamierza utworzyć areszty deportacyjne, do których kierowałby takich nielegałów, o ile w ogóle uda mu się ich wyłapać.
Proszę sobie wyobrazić, jaki by się jęk obrzydzenia rozległ w Europie, gdyby to obecny rząd polski ogłosił zamiar budowy aresztów deportacyjnych. Już słyszę to zawodzenie o państwie policyjnym, już widzę te nagłówki w niemieckich mediach, także tych wydawanych po polsku, „Polskie areszty deportacyjne”. Brrr… brzmi prawie jak polskie obozy zagłady.
I nie byłoby żadnej Armii Czerwonej zdolnej te polskie areszty wyzwolić… No, chyba że zrobiliby to przemyceni na ich teren w bagażniku partyzanci „Nowoczesnej”.
Zbigniew Górniak