Jeszcze dwadzieścia lat temu zamiast słowa „wsparcie” użyłbym zapewne bardziej dosadnego i ironicznego synonimu, a w ogóle, to nigdy nie przypuszczałbym, że ja, stary Korwinista, zauroczony wilczymi zębami polskiego kapitalizmu, będę pisał z aprobatą o dawaniu komuś pieniędzy za nic. Ale właściwie – czy naprawdę za nic? Ktoś złośliwy mógłby zawołać teraz: „Te pieniądze są za głosy wyborcze!”. Otóż niezupełnie… Dlaczego tak sądzę? Dlatego, że Polacy przywykli przez jakieś 75 ostatnich lat, że władza, gdy mówi, że da, to tylko mówi, zatem wcale nie musieli w 2015 uwierzyć wyłącznie na słowo w te pięć dodatkowych stów miesięcznie. Ale to tylko tak na marginesie.
Więc za co ci ludzie dostają teraz pieniądze? Za to, że w zamian dają państwu siebie. Swoich synów, swoje córki, a także swoją poczciwość i tak zwany zdrowy rozum, który z czasem zamieni się w dobrą, zdrową obywatelskość. Mój Boże, jak nie lubię używać w felietonie takiego drętwego języka. Powiem zatem prościej.
Jak czas temu rozmawiałem z pewnym zacnym i mądrym urzędnikiem, nieco już wiekowym, takim – wiecie – w stylu old school. I on mi powiedział krótko: „Normalniejemy! Normalniejemy i nareszcie udało się na to normalnienie znaleźć trochę grosza w państwowej sakiewce, w której zawsze, nieodmiennie, przez lata na wszystko brakowało. A w krajach, które uznawaliśmy za normalne i dlatego im zazdrościliśmy – pieniądze były”. Tak mówił starszy pan. I czyż nie miał racji? Bo było jak? Potrzebny był szpital? Nie ma kasy. Obwodnica? Nie ma? Szkoła? Nie ma mowy. Posterunek policji? Stacja kolejowa? Nowe tory? Tama na rzeczce? Chyba żartujecie… Zjazd z autostrady? A po co on komu?! Niech sobie kierowca pruje od razu do Berlina eksterytorialną rurą, która jest najdroższa na świecie i przecina okolicę na pół, czyniąc życie nieznośnym. I wmówiono w nas w ten sposób poczucie gorszości. Jak w biednego ucznia, który nie ma na adidasy.
Mądrale, którzy przez lata robili nam w mediach ekonomiczną sieczkę z mózgu – w moim także, a ja to podawałem dalej, przyznaję teraz uczciwie – nazywają dziś takie wsparcie uboższych populizmem. Ja wtedy wskazuję zawsze za morze. Tam jest Skandynawia, mówię. I czy słyszał ktoś kiedyś wypowiedzianą z pogardą zbitkę „skandynawski populizmu”? Ja nigdy. Mądrale mówią wówczas o skandynawskim przyjaznym modelu społeczny, a jak to mówią, to tracą swój ironiczny ton.