Z okazji kolejnej rocznicy wejścia Polski do Unii Europejskiej wielu publicystów uznało za stosowne wypomnieć nam, że zaczęliśmy lekceważyć ideały wspólnej Europy, że zapomnieliśmy o wartościach, jakie zawieszono nam w formie poprzeczki 13 lat temu, że przecież Unia to nie tylko równe chodniki, otwarte granice, ścieżki rowerowe i dopłaty do rolnictwa, ale… No właśnie, tu większość moralistów zacinała się jak stara płyta, powtarzając mantrę o europejskiej praworządności i europejskim humanizmie, które rzekomo są dziś w Polsce wzgardzone, o ile nie zgwałcone.
Załóżmy, że pod wpływem tych jęków zdecydowałbym się odbyć jakieś europejskie rekolekcje, przejść odnowę w duchu brukselskim, złapać właściwy kurs. Jaką miałem na dniach ofertę? Kogo zobaczyłem? Otóż szefa Komisji Europejskiej celebrującego z namaszczeniem w niemieckim mieście Trewir dwusetne urodziny człowieka, przez którego kilkaset milionów ludzi poszło na przestrzeni dwudziestego wieku do piachu, a drugie tyle zaznało nędzy, zniewolenia, poniżenia lub tylko ogłupienia, które skutkuje na przykład tym, że do dziś wciąż uparcie głosują na pogrobowców PZPR i jej bratnich partii.
Tak, proszę państwa, nie było chyba większej gafy, jaką w swym bujnym politycznym życiu popełnił Jean Claude Juncker niż ta ostatnia - udział w obchodach urodzin Karola Marksa. Nie uda się chyba już nikomu bardziej obrazić tych narodów Europy, które będąc dziś pełnoprawnymi członkami Unii i regularnymi płatnikami składek do jej budżetu, gniły do niedawna w ustroju zmajstrowanym przez szalonego brodacza z Trewiru.
Na dodatek szef Europy pokłonił się w urodziny twórcy komunizmu przed pomnikiem podarowanym z okazji tego jubla Niemcom przez Chiny, czyli kraj, gdzie komunizm pofolgował sobie w swych szaleństwach na całego i upuścił tyle krwi, że można by z niej utoczyć drugie Morze Czerwone. Bić łbem przed złotym cielcem ofiarowanym przez chińskich komunistów to dla polityka dużo gorzej niż nosić na przegubie zegarek podarowany mu przez gangsterów.
Co więcej, Jean Claude Juncker powiedział w Trewirze, że nie można Marksa obwiniać za zbrodnie komunizmu. Mhm… To pobawmy się w analogie, bo one są najporęczniejsze w takich sytuacjach. Jednym z ideologów nazizmu był Goebbels. Co byśmy powiedzieli o polityku, który by oświadczył, że nie wolno winić Goebbelsa za zbrodnie SS i za niemieckie fabryki śmierci? Proszę się nie trudzić, to było pytanie retoryczne….
Na koniec dodam, że rzeczniczka Komisji Europejskiej, Mina Andreewa, podkreśliła (tłumacząc swego szefa), że niezależnie od poglądów na temat Marksa, nikt nie może zaprzeczyć, że – cytuję - „ukształtował on historię, w ten czy inny sposób”. Oczywiście, ma pani rację, pani Mino. Krępując księdza Popiełuszkę przed wrzuceniem go do bagażnika, a potem do Wisły, też można go było związać „w ten czy inny sposób”.