Po pierwsze, w Polsce, nawet dzisiejszej, anno domini dwa tysiące osiemnasty, powinny nadal jeździć furmanki. Niemieckie elity intelektualne bardzo nie lubią naruszać swych pańskich wyobrażeń, a myślenie stereotypem jest u nich równie obowiązkowe jak procedury w Bundswehrze. Woźnicą powinien być ponury, źle ubrany typ, fajnie, aby był podpity.
Po drugie, Polacy powinni jawić się w twym dziele – filmie, książce czy komiksie – jako rozmodlona, ale niesympatyczna tłuszcza, słuchająca ślepo księdza proboszcza i gotowa oddać mu nie tylko swoje dusze, ale i pieniądze. Filmowy lub powieściowy ksiądz powinien oczywiście brać te pieniądze garściami i budować za nie posągi Chrystusa wyższe niż wieża Eiffla. Ponadto niechaj podsyca w swych owieczkach (obowiązkowo czarnych) strach przed grzechem i przed obcymi.
Ten pierwszy lęk powinien być przez księdza pompowany do tego stopnia, że nawet nieszczęśliwy wypadek – na przykład zmiażdżenie twarzy wskutek upadku z rusztowania – winien on interpretować na niekorzyść ofiary, wypominając jej, że to kara za grzechy. Ten drugi lęk –przed innym – musi się objawiać wrogością Polaków w stosunku do każdego, kto choć ociupinę wygląda inaczej. W omawianym przypadku ma nową i zdeformowaną twarz, bo mu ją przeszczepiono – dla ratowania życia. Przez to powinna go znienawidzić własna matka oraz rzucić dziewczyna.
Dobrze, aby tę wrogość rozdmuchiwał sam księżulo, próbując egzorcyzmować nieszczęśnika, wmawiając mu (oraz okolicy), że pokrak został opętany przez diabła. A gdy artyście za mało, może w ostateczności zrobić z duchownego pedofila.
Ważne, aby artysta – reżyser, pisarz, scenarzysta – chwalił się obficie w mediach, zwłaszcza tych zagranicznych (niemieckie zawsze nadstawią ucha), że film jest rozrachunkiem z polską ciemnotą, ksenofobią, rasizmem i czym tam jeszcze… I że oparty jest na faktach. Bo tylko prawda jest ciekawa, prawda? I nieważne, że fakty przeczą jego artystycznym wizjom. Że człowiek z nową twarzą wcale nie spotkał się z wrogością otoczenia, a wręcz przeciwnie – pomagało mu ono ofiarnie, zwłaszcza sam ksiądz proboszcz. Co tam fakty, kiedy oczekiwania elit są zupełnie inne. Zwłaszcza tych niemieckich.
Ważne też, aby twórca umieścił w swym dziele wizerunek lub symbol stodoły. Jej obecność może być od czapy, ważne aby stodoła w ogóle się pokazała. Recenzenci i klakierzy odczytają to jednoznacznie i bezbłędnie, a resztę dośpiewają za twórcę: JEDWABNE… Samo jądro polskiej ciemności. Centrum piekła, gdzie na diabelskim ogniu polski Kościół do spółki z polską prawicą pieką sobie szaszłyki z imigranta i z Żyda. Niemieckim recenzentom i jurorom naprawdę przypadnie to do gustu.
Oczywiście, w tychże wywiadach twórca powinien wyraźnie zaznaczać, że nie chciał nawiązywać do wątków żydowskich ze zrozumiałych względów (tu chwila wymownego milczenia, żeby wszyscy te zrozumiałe względy zrozumieli należycie). Po czym, gdy milczenie już wybrzmi, może artysta dodać, że celowo skrócił swojemu bohaterowi nos, aby zaściankowi Polacy nie kojarzyli go za bardzo z Żydem, bo tak by ich to rozjuszyło, że nie mogliby posłusznie nadstawiać policzków pod razy, jakie twórca wymierza im za ich tępotę, prostacki katolicyzm i ogólne odstawanie od Europy z tymi swoimi furmankami i księdzem proboszczem.
Tak właśnie wytłumaczyła zabiegi charakteryzacyjne w swym filmie „Twarz” reżyserka Małgorzata Szumowska, do niedawna przedstawiająca się jako Gośka, a ja na podstawie jej prasowych wypowiedzi oraz samego filmu sporządziłem i podałem państwu dzisiejszą receptę na artystyczny sukces.
Zbigniew Górniak
Po drugie, Polacy powinni jawić się w twym dziele – filmie, książce czy komiksie – jako rozmodlona, ale niesympatyczna tłuszcza, słuchająca ślepo księdza proboszcza i gotowa oddać mu nie tylko swoje dusze, ale i pieniądze. Filmowy lub powieściowy ksiądz powinien oczywiście brać te pieniądze garściami i budować za nie posągi Chrystusa wyższe niż wieża Eiffla. Ponadto niechaj podsyca w swych owieczkach (obowiązkowo czarnych) strach przed grzechem i przed obcymi.
Ten pierwszy lęk powinien być przez księdza pompowany do tego stopnia, że nawet nieszczęśliwy wypadek – na przykład zmiażdżenie twarzy wskutek upadku z rusztowania – winien on interpretować na niekorzyść ofiary, wypominając jej, że to kara za grzechy. Ten drugi lęk –przed innym – musi się objawiać wrogością Polaków w stosunku do każdego, kto choć ociupinę wygląda inaczej. W omawianym przypadku ma nową i zdeformowaną twarz, bo mu ją przeszczepiono – dla ratowania życia. Przez to powinna go znienawidzić własna matka oraz rzucić dziewczyna.
Dobrze, aby tę wrogość rozdmuchiwał sam księżulo, próbując egzorcyzmować nieszczęśnika, wmawiając mu (oraz okolicy), że pokrak został opętany przez diabła. A gdy artyście za mało, może w ostateczności zrobić z duchownego pedofila.
Ważne, aby artysta – reżyser, pisarz, scenarzysta – chwalił się obficie w mediach, zwłaszcza tych zagranicznych (niemieckie zawsze nadstawią ucha), że film jest rozrachunkiem z polską ciemnotą, ksenofobią, rasizmem i czym tam jeszcze… I że oparty jest na faktach. Bo tylko prawda jest ciekawa, prawda? I nieważne, że fakty przeczą jego artystycznym wizjom. Że człowiek z nową twarzą wcale nie spotkał się z wrogością otoczenia, a wręcz przeciwnie – pomagało mu ono ofiarnie, zwłaszcza sam ksiądz proboszcz. Co tam fakty, kiedy oczekiwania elit są zupełnie inne. Zwłaszcza tych niemieckich.
Ważne też, aby twórca umieścił w swym dziele wizerunek lub symbol stodoły. Jej obecność może być od czapy, ważne aby stodoła w ogóle się pokazała. Recenzenci i klakierzy odczytają to jednoznacznie i bezbłędnie, a resztę dośpiewają za twórcę: JEDWABNE… Samo jądro polskiej ciemności. Centrum piekła, gdzie na diabelskim ogniu polski Kościół do spółki z polską prawicą pieką sobie szaszłyki z imigranta i z Żyda. Niemieckim recenzentom i jurorom naprawdę przypadnie to do gustu.
Oczywiście, w tychże wywiadach twórca powinien wyraźnie zaznaczać, że nie chciał nawiązywać do wątków żydowskich ze zrozumiałych względów (tu chwila wymownego milczenia, żeby wszyscy te zrozumiałe względy zrozumieli należycie). Po czym, gdy milczenie już wybrzmi, może artysta dodać, że celowo skrócił swojemu bohaterowi nos, aby zaściankowi Polacy nie kojarzyli go za bardzo z Żydem, bo tak by ich to rozjuszyło, że nie mogliby posłusznie nadstawiać policzków pod razy, jakie twórca wymierza im za ich tępotę, prostacki katolicyzm i ogólne odstawanie od Europy z tymi swoimi furmankami i księdzem proboszczem.
Tak właśnie wytłumaczyła zabiegi charakteryzacyjne w swym filmie „Twarz” reżyserka Małgorzata Szumowska, do niedawna przedstawiająca się jako Gośka, a ja na podstawie jej prasowych wypowiedzi oraz samego filmu sporządziłem i podałem państwu dzisiejszą receptę na artystyczny sukces.
Zbigniew Górniak