Jeśli do tego zaciemnienia dodać smog, którym straszą nas już właściwie dwadzieścia cztery godziny na dobę ekologiczne autorytety oraz ich medialni kontrabasiści, to latarka na mojej głowie staje się całkiem uzasadniona. Ten smogowy alert odbiera niektórym zdolność oceny sytuacji i szacowania rzeczywistych zagrożeń. Wystarczy, że jakaś wpływowa medialnie aktywistka znów poskarży się na zapalenie spojówek, a nagle cały region dotknięty zostaje zakazem palenia w kominkach.
I tak oto drewno, paliwo uważane w rygorystycznej przecież ekologicznie Skandynawii za jedno z najmniej szkodliwych, awansowało dziś na Opolszczyźnie (ale i w Małopolsce) na główną truciznę. Choć i tak chyba nie jest w powszechnym zastosowaniu, bo jak się posłucha niektórych gazetowych gęgaczy, to można odnieść wrażenie, że Polacy wszystkie pieniądze z 500 Plus przeznaczają na zakup opon i kaloszy, którymi palą potem namiętnie w kominkach. Może dlatego opozycja, ta nowocześniejsza, zapowiedziała ustami swego opolskiego wiceszefa, że zniesie 500 Plus, jeśli tylko dojdzie do władzy?
Z kolei inna opozycja, ta z wiadomym korzeniem, po staremu odwraca kota ogonem, przy czym najczęściej jest to kot prezesa. Choć rzadko chodzę do teatru - za rzadko! – czytam pasjami recenzje teatralne, bo pokazują one stan umysłowy elity intelektualnej, za którą nieustannie uważam reżyserów, dramaturgów i wybitnych aktorów, choćby nie wiem jakie bzdury wygadywali oni dla popisu na tematy polityczne (ukłony dla panów Stuhrów).
Ostatnio w „Polityce” natrafiłem na recenzję spektaklu „Żeby nie było śladów” – o morderstwie, jakiego reżim Wojciecha Jaruzelskiego dokonał na maturzyście Grzegorzu Przemyku, a potem na rozkaz samego generała Kiszczaka zamiatał swoją zbrodnię pod dywan. Ponieważ sztukę wyreżyserował artysta o wrażliwości lewicowej, nasycił ją, ku uciesze stołecznych lemingów, współczesnymi odniesieniami, wiadomo – jakimi. I tak oto czytam w tej recenzji, że autora – cytuję – „…boli myśl, że wkrótce może się okazać, że to wcale nie jest tylko rekonstrukcja historyczna”. Proszę tego zdania posłuchać raz jeszcze. „…boli myśl, że wkrótce może się okazać, że to wcale nie jest tylko rekonstrukcja historyczna”. Mowa o spektaklu.
Naprawdę, trzeba mieć tupet, aby napisać takie zdanie w tygodniku, który od lat robi z generała Jaruzelskiego męża stanu i nieomal narodowego zbawcę. Czy mam rozumieć, że według autora recenzji, niejaki Kulson z polskiej policji już trenuje śmiertelne ciosy, które zada niebawem szlachetnym obrońcom polskiej demokracji palącym świeczki pod sądami? Naprawdę trudno uwierzyć, że ta aluzja to tylko taki zgrabny chwyt pożytecznego idioty… Ale skoro tak, to może należy wprowadzić kolejną kategorię dla określenia politycznej użyteczności niektórych publicystów? Tylko jaką, skoro idiotyzm jest ostatnim stadium psychicznego upośledzenia. Poprzedzają go: debilizm, imbecylizm i ociężałość umysłowa.