Dobroć aż z nich paruje, a ta para idzie potem w gwizdek, za pomocą którego dobrzy oznajmiają światu, jacy są dobrzy. Słyszysz za sobą gwizdek na ulicy? Nie, to nie gwiżdże umundurowany funkcjonariusz Błaszczaka, który chce ci wlepić mandat, bo podsłuchał, jak opowiedziałeś koledze kawał o Kaczorze lub zobaczył, że niesiesz pod pachą gazetę niemiłą władzy. To gwiżdże kolejny redaktor Sama Dobroć! Do gwiżdże kolejny poseł Dobroć Wcielona! To gwiżdże kolejny autorytet Chodząca Dobroć!
Ten wyziew dobroci skierowany jest przede wszystkim w Beatę Szydło, która odeszła ze stanowiska premiera. Oto nagle ci sami redaktorzy, posłowie, autorytety, fejsbukowi cwaniaczkowie, którzy dotąd szydzili sobie do rozpuku z brochy Kaczora, nagle zaczęli załamywać rączęta. – Ojo-jo-joj! Ojo-jo-joj! Jakże nam pani Beaty teraz szkoda! Jaka ona biedna! – wyją dyżurni oficerowie opinii, którzy jeszcze przedwczoraj na żółtą garsonkę premier reagowali jak byk na czerwone. – Jakże tę poczciwą kobietę skrzywdził ów męski polityczny gang z jądrem na Nowogrodzkiej! – krzyczą doraźni feminiści. I zamieniają swoje oburzenie w komentarze: – Wykorzystali i dali kopa! Porzucili kobiecinę! Że ona została aż wicepremierem? A co to za funkcja, wicepremier?! – pytają dobrotliwi, parskając. – Ci paskudni mężczyźni z prawicy skazali panią Beatę na podrzędną rolę składaczki kwiatów na uroczystościach ku czci i żywej maszyny do głaskania przed kamerami TVP Info biedaków poszkodowanych przez klęski żywiołowe! Beata wróć!!! – łkają ci, którzy wrzeszczeli jeszcze niedawno: „Beata, drukuj!” I tak dalej i w tym samym guście.
Drugim obiektem dywanowych nalotów dobroci stał się Jarosław Kaczyński. I znów ci, którzy przed chwilą krzyczeli, że to szkodnik, który w pojedynkę gorszy jest od miliardów białowieskich korników, nagle zaczęli się domagać dla kurdupla z Żoliborza (żeby zacytować słowa ich samych) teki premiera. Tak, teki premiera! – Dlaczego to Jarosław nie jest szefem rady ministrów, tylko jakiś Mateusz?! – żołądkują się panowie dobrzy. – Ja-ro-sław, Pol-skę zbaw! Bądź premierem, czekaj braw! – skandują, może nie dosłownie tak samo, ale z taką właśnie intencją.
To dziwne, jak bardzo namiętnie znaczące osoby, które głosiły dotąd, że Kaczyński rozwala i zniewala nasz kraj, zaczęły domagać się dla niego fotela premiera. Żeby co? Żeby jeszcze bardziej rozwalał? Ufff… Nie do ogarnięcia prostym rozumem są nastroje niezależnych intelektualistów i polityków opozycji, niezbadane bywają wychylenia ich wahadeł. Od jawnej pogardy i nienawiści po życzliwość i nieomal poddaństwo. Byłaby to jakaś odmiana syndromu helsińskiego, na dodatek nacechowana seksualnie? Mhm… Szkoda, że jestem tylko skromnym felietonistą z prowincji, a nie stołecznym seksuologiem, bo bym wam na ten temat napisał esej tak długi i zawiły, że sam bym go w końcu przestał rozumieć. Zatem na koniec…
Prawdziwego dobra w Boże Narodzenie życzę. Prawdziwego!