Zacznijmy od ciasta. Francuskie, bo ze Strasburga. W tym mieście właśnie za kilka dni Parlament Europejski urządzi kolejną lekcję wychowawczą dla Polski, podczas której dostaniemy linijką po łapach za rzekome łamanie praworządności, dławienie niezawisłości sądów, wolności mediów i niezbywalnego prawa Jurka Owsiaka do publicznego rzucania mięsem. Po raz kolejny postawi nam się za wzór dojrzały, mądry i oświecony na właściwy sposób wymiar sprawiedliwości któregoś z europejskich prymusów. Na przykład Niemiec, bo one pierwsze z brzegu, a i do pouczania pierwsze.
Zgoda! Mogę być pouczany, mogę być strofowany, mogę znosić nieustające sugestie, którym towarzyszy mniej lub bardziej zakamuflowany szantaż, że jak będziemy podskakiwali eurobiurokracji, to ona nas odepchnie od korytka, do którego sami i tak obficie dosypujemy… Mogę to wszystko przełknąć pod warunkiem, że będę miał do niej szacunek i zaufanie. To trochę tak jak z dobrym trenerem, któremu pozwalamy na szlajanie nas w błocie, wdeptywanie w trawę, wyzywanie od starych bab. Pozwalamy, bo ufamy i wiemy, że wyjdzie nam to na dobre.
Ale jak ja mam ufać w mądrość niemieckiego wymiaru sprawiedliwości, gdy czytam coś takiego? Oto Trybunał Konstytucyjny w Berlinie uznał właśnie istnienie trzeciej płci. Przy czym o przynależności do tej płci decyduje sam zainteresowany. Trybunał uznał ten absurd z całym bagażem prawnych konsekwencji, jakie w związku z tym się pojawią, a jakie trudno nam sobie jeszcze w pełni wyobrazić. Póki co, w Berlinie już otwarto z hukiem toalety dla osób odczuwających przynależność do trzeciej płci, choć na razie nie wiadomo, jakie fizyczne wyróżniki mają ją cechować ani jak się ma ona nazywać. Mężczyzna, kobieta i… ? No, właśnie - kto? Mężczyzno-kobieta, w skrócie chłopo-bab? Albo żeby zachować galanterię: kobieto-mężczyzna, czyli babo-chłop? Uwaga, proszę do tych rozważań nie mieszać osób transpłciowych, bo jeżeli ktoś zmienia płeć, to nadal jest po tym zabiegu albo mężczyzną, albo kobietą.
Ponieważ nie wymyślono jeszcze nazwy dla trzeciej płci, jest pomysł, aby w urzędach stanu cywilnego, a co za tym idzie, we wszelkich dokumentach, w ogóle nie uwzględniać płci. Znając gorliwość Niemców w doprowadzaniu wszystkiego do wersji hard (patrz: niemieckie porno) lub czynienia tak perfekcyjnym, że perfekcyjniej się już nie da (patrz: futbol, mercedes, polityczna poprawność, musztra), należy sądzić, że za kilka lat samo zapytanie kogoś o płeć będzie już poważnym naruszeniem jego prywatności i tak zwanej osobistej autonomii, cokolwiek to znaczy. Jak oni się będą umawiać na seks? Randka niespodzianka?
Ja wiem, że to wszystko brzmi bardzo niepoważnie, a nawet trochę niesmacznie, ale to naprawdę nie jest poranna felietonowa delirka, lecz zagadnienie, którym zajęła się najwyższa niemiecka instancja sądowa, której szef uchodzi zapewne za jeszcze większy autorytet postępu niż nasz Andrzej Rzepliński. Choć ten akurat chciałby, aby wszystko było tak, jak było; sam przecież nieopatrznie to powiedział.
A teraz kawa z mlekiem od kobiety, czyli temat, który od kilku dni grzeje Internety mocniej niż Eco w opolskich kaloryferach. Oto jedna z kawiarni na warszawskiej Pradze wprowadziła do oferty kawę z dodatkiem kobiecego mleka. Dostarczycielkami surowca mają być okoliczne karmiące matki, a będzie on dodawany do kawy za darmo, gdyż handel ludzkim mlekiem jest w Polsce zabroniony, podobnie jak handel nerkami czy gałkami ocznymi. Chciałem tu się wysilić na jakąś intrygującą puentę i spytać chojracko o dystrybutory tego kobiecego mleka – czy w kawiarni będą one też kobiece i naturalne. Ale się wystraszyłem dyskryminacyjnej wymowy takiego pytania. A nuż Rzepliński zwycięży tu jeszcze kiedyś i mnie posadzi za obrzydliwy seksizm? Zatem zakończę tak:
Czekam, aż któryś z lokali z wyszynkiem ogłosi, że do krwawej mery dolewa prawdziwej ludzkiej krwi, którą barman upuszcza wprost z żyły, naciąwszy ją sobie scyzorykiem.
Zbigniew Górniak
Zgoda! Mogę być pouczany, mogę być strofowany, mogę znosić nieustające sugestie, którym towarzyszy mniej lub bardziej zakamuflowany szantaż, że jak będziemy podskakiwali eurobiurokracji, to ona nas odepchnie od korytka, do którego sami i tak obficie dosypujemy… Mogę to wszystko przełknąć pod warunkiem, że będę miał do niej szacunek i zaufanie. To trochę tak jak z dobrym trenerem, któremu pozwalamy na szlajanie nas w błocie, wdeptywanie w trawę, wyzywanie od starych bab. Pozwalamy, bo ufamy i wiemy, że wyjdzie nam to na dobre.
Ale jak ja mam ufać w mądrość niemieckiego wymiaru sprawiedliwości, gdy czytam coś takiego? Oto Trybunał Konstytucyjny w Berlinie uznał właśnie istnienie trzeciej płci. Przy czym o przynależności do tej płci decyduje sam zainteresowany. Trybunał uznał ten absurd z całym bagażem prawnych konsekwencji, jakie w związku z tym się pojawią, a jakie trudno nam sobie jeszcze w pełni wyobrazić. Póki co, w Berlinie już otwarto z hukiem toalety dla osób odczuwających przynależność do trzeciej płci, choć na razie nie wiadomo, jakie fizyczne wyróżniki mają ją cechować ani jak się ma ona nazywać. Mężczyzna, kobieta i… ? No, właśnie - kto? Mężczyzno-kobieta, w skrócie chłopo-bab? Albo żeby zachować galanterię: kobieto-mężczyzna, czyli babo-chłop? Uwaga, proszę do tych rozważań nie mieszać osób transpłciowych, bo jeżeli ktoś zmienia płeć, to nadal jest po tym zabiegu albo mężczyzną, albo kobietą.
Ponieważ nie wymyślono jeszcze nazwy dla trzeciej płci, jest pomysł, aby w urzędach stanu cywilnego, a co za tym idzie, we wszelkich dokumentach, w ogóle nie uwzględniać płci. Znając gorliwość Niemców w doprowadzaniu wszystkiego do wersji hard (patrz: niemieckie porno) lub czynienia tak perfekcyjnym, że perfekcyjniej się już nie da (patrz: futbol, mercedes, polityczna poprawność, musztra), należy sądzić, że za kilka lat samo zapytanie kogoś o płeć będzie już poważnym naruszeniem jego prywatności i tak zwanej osobistej autonomii, cokolwiek to znaczy. Jak oni się będą umawiać na seks? Randka niespodzianka?
Ja wiem, że to wszystko brzmi bardzo niepoważnie, a nawet trochę niesmacznie, ale to naprawdę nie jest poranna felietonowa delirka, lecz zagadnienie, którym zajęła się najwyższa niemiecka instancja sądowa, której szef uchodzi zapewne za jeszcze większy autorytet postępu niż nasz Andrzej Rzepliński. Choć ten akurat chciałby, aby wszystko było tak, jak było; sam przecież nieopatrznie to powiedział.
A teraz kawa z mlekiem od kobiety, czyli temat, który od kilku dni grzeje Internety mocniej niż Eco w opolskich kaloryferach. Oto jedna z kawiarni na warszawskiej Pradze wprowadziła do oferty kawę z dodatkiem kobiecego mleka. Dostarczycielkami surowca mają być okoliczne karmiące matki, a będzie on dodawany do kawy za darmo, gdyż handel ludzkim mlekiem jest w Polsce zabroniony, podobnie jak handel nerkami czy gałkami ocznymi. Chciałem tu się wysilić na jakąś intrygującą puentę i spytać chojracko o dystrybutory tego kobiecego mleka – czy w kawiarni będą one też kobiece i naturalne. Ale się wystraszyłem dyskryminacyjnej wymowy takiego pytania. A nuż Rzepliński zwycięży tu jeszcze kiedyś i mnie posadzi za obrzydliwy seksizm? Zatem zakończę tak:
Czekam, aż któryś z lokali z wyszynkiem ogłosi, że do krwawej mery dolewa prawdziwej ludzkiej krwi, którą barman upuszcza wprost z żyły, naciąwszy ją sobie scyzorykiem.
Zbigniew Górniak