Według Kukiza powodem, dla którego gwiazdy kultury miałyby pokochać znienawidzonego przez siebie Kaczora jest fakt, że policja aresztowała stołecznego dilera narkotyków i znalazła przy nim notes, a w nim kilkaset sławnych nazwisk, których nosiciele byli klientami handlarza prochów. I teraz gwiazdorzy i gwiazdorzyce, w obawie przed zemstą dobrej zmiany, nawrócą się na kaczyzm.
Ponieważ namiętnie czytam wywiady z wielkimi lub choćby tylko modnymi artystami, a zwłaszcza te, w których dzielą się oni osobistymi przemyśleniami na tematy krajowe, oświadczam, że ja z Pawłem Kukizem zakładać się nie mam zamiaru. Tak, Paweł ma rację! Przynajmniej w tej części, że celebryci to najzagorzalsi żołnierze antypisu, bo czy się nawrócą, to już tylko jego hipoteza, podparta zapewne znakomitą znajomością środowiska. Skupmy się na ich obecnych poglądach. To, co polski parnas kulturowy ma do powiedzenia na temat Polski i Polaków, jest najczęściej tak niedorzeczne, że odnosi się wrażenie, jakby ten parnas był stale na haju. Już samo czytanie tych zatrutych hejtem wynurzeń jest dla mniej wprawnych czytelników czymś w rodzaju ćpania, gdyż zamula mózg toksyną. Choć i wprawny czytelnik musi się po lekturze odkazić. Ja na przykład po ostatnim wywiadzie Jerzego Stuhra dla Wyborczej, w którym ten znakomity aktor zarzucił swoim wiejskim sąsiadom, że nie chcą skanalizowania wioski, gdyż są antysemitami, musiałem pojechać do znajomego neurochirurga, który mi na trzy godziny wyjął mózg z czaszki, po czym poddał płukaniu z odwirowaniem w specjalnej pralce firmy Brain&Wash. Zdaje się, że nawet dolał do maszyny kilka kropel zmiękczacza.
Sieć aż kipi od obsesji i nonsensów wypowiadanych przez znane nazwiska na temat ohydy moralnej i estetycznej Polski; rzekomego ucisku, jakiemu poddawane są tu kobiety, obcokrajowcy i geje; reżimu, który dławi wolności wszelakie; strachu, jaki zapanował w każdej dziedzinie życia; księży, którzy wpychają się do łóżka na trzeciego; polityków, którzy za chwilę zaczną nas zamykać już nie za poglądy, lecz za kolorowe włosy; nienawiści do Żydów i żydów, Murzynów i murzynów; wegan i wegetarianów. I tak dalej, i tym podobnie…
Można by napisać całkiem zgrabny doktoracik lub intrygującą powieść środowiskową na temat intelektualnej dwoistości polskich artystów, którzy kiedy grają na instrumentach, śpiewają, kręcą filmy, tańczą, odgrywają role, malują na płótnie, desce lub tynku, piszą prozę lub poezję - wydają nam się geniuszami i kapłanami. Zaś kiedy otworzą usta do mikrofonu lub duszę na Facebooku – człowiek ma wrażenie, że obcuje z kimś nie do końca, mówiąc delikatnie, dobudzonym.
Potwierdza się, że samo zagranie w sztuce, którą napisał na przykład Wyspiański, a którą teraz boleśnie okalecza jakiś szarlatan sceny (najlepiej zza granicy, mile widziane Bałkany), wcale nie oznacza, że aktor od razu myśli jak wieszcz i jak on ma przenikliwe spojrzenie. Może zatem rzeczywiście Paweł Kukiz ma rację, że część z gwiazd korzystała z usług zatrzymanego dilera, bo przecież trudno zrzucić ten celebrycki powszechny amok wyłącznie na presję środowiska, modę lub lekturę jedynie słusznej do niedawna gazety.