30.04.2014 Apolonia Klepacz o tym, że trzeba pójść do eurowyborów, żeby jak najszybciej zrobić coś z europejską budyniową masą
Apolonia Klepacz, która ma za sobą bogatą polityczną przeszłość (kierowała wydziałem w opolskim Ratuszu, była radną sejmiku, senatorem i szefową Ligi Kobiet Polskich) i świetnie radzi sobie w biznesie, nie kryje pewnego dystansu do polityki, która - w jej ocenie - robi się coraz bardziej brutalna i coraz mniej merytoryczna. Zgodziła się jednak na start wyborach, bo - jak mówi - prezesowi Millerowi się nie odmawia. Gdy pytamy, czy startuje z tak zwanego "biorącego" miejsca, na chwilę się zamyśla.
- Nie wiem - mówi w końcu. - Tu naprawdę trudno przewidzieć wyniki. Dużo zależy od frekwencji, która prawdopodobnie będzie niska. A niska frekwencja, jak chyba słusznie prognozują niektórzy, może pomóc małym ugrupowaniom. My w naszym województwie powinniśmy mocno powalczyć o frekwencję, bo jesteśmy trzy razy mniej liczni od województwa dolnośląskiego.
Zdaniem naszego gościa, kluczowe może być zachowanie elektoratu Mniejszości Niemieckiej. To on, jej zdaniem, w poprzednich eurowyborach przyczynił się do tego, że Opolszczyzna jednak ugrała swojego europosła. Tymczasem, przypomnijmy, tym razem liderzy MN ogłosili, że nie popierają nikogo.
- To będzie bardzo ważna kadencja, teraz będą zapadały decyzje, w jakim kierunku pójdzie Unia Europejska - mówi nam Apolonia Klepacz. - Ukraiński kryzys nas wszystkich obudził, pokazał, że Europa w trudnych sytuacjach, wymagających błyskawicznych decyzji, reaguje jak budyniowa masa. To między innymi z tym problemem trzeba będzie się zmierzyć.
Posłuchajcie: