Woźniak, uważany za przeciwnika Garbowskiego (kilka lat temu przejął od niego rządy partią w regionie), w nieoficjalnych rozmowach nie potrafił ukryć pewnej satysfakcji z porażki byłego barona. Oficjalnie deklaruje jednak pełne poparcie.
- Jest mi po prostu bardzo smutno, także dlatego, że kłopoty posła Garbowskiego i miejskich struktur SLD to wizerunkowa porażka, która może się odbić na wynikach Sojuszu w województwie i innych gminach - stwierdził Woźniak. - Cały czas jednak wierzę, ze nasze odwołanie zostanie uwzględnione, listy zostaną zarejestrowane i nasz kandydat weźmie udział w prezydenckich wyborach.
Tym słowom poparcia towarzyszyła jednak raczej bezpardonowa krytyka.
- Trzeba było zebrać raptem 750 podpisów i ktoś temu nie podołał. To jest po prostu przykład złej roboty - mówił. - To grozi sytuacją, w której Opole będzie jedynym miastem wojewódzkim, w którym SLD nie będzie miało kandydata na prezydenta i prawdopodobnie żadnego radnego. Będzie też tak, że bardzo duża grupa wyborców nie będzie miała na kogo głosować, co się może odbić na frekwencji. Na tę kampanię wydano już poważne kwoty, w tym pieniądze, które wpłacili kandydaci, którzy być może w ogóle nie będą mogli wystartować. To 40 czy 50 zawiedzionych osób.
Próbowaliśmy się dowiedzieć, jak sytuację w Opolu oceniają władze SLD.
- Jestem z nimi w stałym kontakcie - odpowiedział Woźniak. - Znam ich zdanie, ale zostałem zobowiązany do tego, by go nie upubliczniać.
Nasz gość dodaje, że na rozliczenia przyjdzie czas, gdy okaże się, czy odwołanie SLD zostanie uwzględnione.
Posłuchajcie: