- Nie jest to dobre podejście Unii Europejskiej, żeby narzucać wszystkim państwom członkowskim pewne rozwiązania, które są wątpliwe, czy nawet szkodliwe dla niektórych krajów - ocenił wojewoda opolski, Sławomir Kłosowski (Prawo i Sprawiedliwość). Zdaniem polityka, Polska nie jest w stanie tak przemodelować naszej gospodarki, żeby zmieścić się w tym trendzie, W jego opinii, sprzeciw dla rozwiązań wyrażony przez premiera to właściwa decyzja.
- Zdaniem Pawła Pohoreckiego (Nowa Lewica), sprzeciwianie się tym regulacjom to powstrzymywanie poprawy warunków życia i rozwoju. - Jesteśmy czerwonym punktem na mapie Europy i to największe zagrożenie dla nas, czyli zanieczyszczenie środowiska. To się odbija konkretnymi kosztami w zdrowiu naszych obywateli - argumentował.
- Marcin Oszańca (Polskie Stronnictwo Ludowe) przypominał o obietnicach premiera Mateusza Morawieckiego dotyczących miliona samochodów elektrycznych, które do 2025 roku powinny jeździć po polskich drogach. Jego zdaniem, w obecnych warunkach (między innymi wysoka inflacja) upowszechnienie tego rodzaju napędu wydaje się trudne. - Dzisiaj problemem jest posiadanie mieszkania, w 2015 roku można było kupić 13 metrów kwadratowych za średnie wynagrodzenie roczne, dzisiaj 9. Jeżeli auto spalinowe kosztuje połowę tego co elektryczne, to kogo będzie na to stać - pytał.
- Narzucaniu zmian przez unijne instytucje sprzeciwiał się także Przemysław Kanarski (Partia Republikańska). - Ktoś będzie układał nam życie i mówił, w jaki sposób ma to funkcjonować, zapominając o tym, że Europa nie jest bańką, a takie kraje jak USA, o wiele bardziej zamożna niż my, nie wprowadzają takich ograniczeń.
- Witold Zembaczyński (Nowoczesna) powiedział, że elektromobilność jest tematem, którym rząd chce straszyć Polaków na potrzeby kampanii wyborczej. - Rząd, który jest odpowiedzialny za to, ze realnie wasze wynagrodzenia, wasze emerytury mają znacznie mniejszą siłę nabywczą, po prostu wszyscy biedniejemy. Pieniędzy europejskich nie widać, problemy w służbie zdrowia nierozwiązane, no to trzeba zbudować temat zastępczy i na tym zbudować kampanię - przekonywał. Parlamentarzysta powiedział, że po 2035 roku nadal będzie można używać zarejestrowanych wcześniej samochodów elektrycznych. Ponadto, kolejnymi tematami wykorzystywanymi przez rząd w czasie kampanii mają być jego zdaniem kwestie związane z jedzeniem owadów, czy "zapisanie Jana Pawła II do partii".
Tomasz Kostuś (Platforma Obywatelska) przekonywał, że redukcja emisji szkodliwych substancji jest istotna nie tylko z perspektywy kilku najbliższych miesięcy, a przyszłych pokoleń. - Jeżeli chcemy zachować ochronę środowiska, klimat, jeżeli troszczymy się o los przyszłych pokoleń, musimy podejmować zdecydowane, ambitne działania - wskazywał. Poseł prognozuje jednak, że Europie trudno będzie osiągnąć tak ambitne cele, bo gospodarki są wyczerpane pandemią i wojną. Mimo to, powinniśmy zrobić wszystko, by zadanie wypełnić. Parlamentarzysta przypomniał jednocześnie, że plany związane z motoryzacją mają być w najbliższych czasach weryfikowane.
Przemysław Tetłak z Solidarnej Polski wskazał, że rząd rzeczywiście zobowiązał się stawiać na elektromobilność i nikt nie wyklucza zmian, jednak nie powinno się przy tym zapominać o wolności wyboru. - Dla mojego pokolenia UE była sprzedawana jako największa strefa wolności, a mam wrażenie, że coraz bardziej zamienia się ona coraz bardziej w strefę, w której nakłada nam się kolejne ograniczenia, nakazy, zakazy, a coraz mniej tej wolności jest - wskazywał.
Drugim z poruszanych tematów była sytuacja polskiego rolnictwa w obliczu napływu zboża z Ukrainy. Wsparcie w formie rekompensat dla rolników, którzy na tym ucierpieli zapowiadają Unia Europejska i Polski rząd. Łącznie mowa o ponad miliardzie złotych wsparcia, jednak niektóre organizacje prognozują, że straty polskiego rolnictwa wyniosą nawet 10 milionów złotych. Czy rzeczywiście tej gałęzi gospodarki grozi zapaść?