- Gdyby to był apel dotyczący dyskryminacji mniejszości polskiej na Białorusi, to byśmy go poparli - powiedziała w Porannej Rozmowie Radia Opole Martyna Nakonieczny przewodnicząca klubu radnych PiS w sejmiku województwa opolskiego.
- Apel jest tak zatytułowany i pierwsze trzy akapity dotyczą sytuacji na Białorusi i są głównie sformułowane z cytatów Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które notą dyplomatyczną wyraziło oburzenie na zachowanie Aleksandra Łukaszenki. Pozostała część, więcej niż połowa, dotyczy skarg Mniejszości Niemieckiej - zaznaczyła.
Przewodnicząca klubu PiS w sejmiku podkreśliła, że apel niestety nie jest apelem w sprawie dyskryminacji mniejszości polskiej na Białorusi.
- W sposób nieetyczny połączono te dwie sprawy, bo czy można w jakikolwiek sposób porównywać sytuację Polaków na Białorusi z sytuacją mniejszości niemieckiej w Polsce? - pytała.
W apelu zapisano:
"Apelujemy również ponownie do Rządu RP o wycofanie się z przepisów wprowadzających dyskryminację mniejszości niemieckiej w Polsce. W tym kontekście zwracamy również uwagę na to, jak ważne jest w odniesieniu do mniejszości narodowych niestosowanie zasady wzajemności, w myśl której obywatele konkretnego Państwa stają się zakładnikami stosunków międzypaństwowych czy też polityki międzynarodowej.
Wyrażamy oczekiwanie, że poszanowanie i wspieranie języka polskiego jako języka mniejszości narodowej na Białorusi, jak również języka niemieckiego jako języka mniejszości niemieckiej w Polsce będzie zagwarantowane."
- Ten apel posłużył Mniejszości Niemieckiej do kolejnego wyrażenia swojego niezadowolenia z powodu ograniczenia liczby godzin nauki języka, a nie wynikał z przejęcia się sytuacją Polaków na Białorusi - powiedziała Martyna Nakonieczny.
Radna Martyna Nakonieczny stwierdziła, że nie można też się zgodzić na słowa wicemarszałka województwa, Szymona Ogłazy, który w czasie obrad sejmiku powiedział, że rząd PiS jest takim samym rządem jak na Białorusi.
- Słowa marszałka Ogłazy poszły za daleko. Mogą się spotkać z konsekwencjami. Na pewno w jakiś sposób wyrazimy swoje oburzenie i poinformujemy parlamentarzystów o tej sytuacji, bo to za daleko idące stwierdzenie, prawie na granicy zdrady stanu.