Czy zalania Nysy można było uniknąć?
Zalania części obszaru naszego miasta, moim zdaniem tak i nie tylko moim, to jest, myślę, opinia większości mieszkańców i też patrząc na spotkanie pani prezes Wód Polskich w komisji sejmowej, sama przyznała, że biorąc pod uwagę wszystkie wskaźniki, parametry jakimi dysponowała, do zalania Nysy ze strony Nysy Kłodzkiej nie powinno dojść, więc to też będzie przez Wody Polskie badane.
Pytanie, czy to zalanie miało miejsce przez Nysę Kłodzką, czy przez Białą Głuchołaską?
Biała Głuchołaska to był ten armagedon, który nas dotknął z kierunku Głuchołaz, który zmasakrował Głuchołazy, miejscowości na trasie Głuchołazy-Nysa. Bardzo mocno poszkodowani zostali mieszkańcy Przełęku, Białej Nyskiej, Konradowej i też takie w dzielnicy Zamłynie, czyli ulica 3 Maja, Wiosenna, Lazurowa, Orzeszkowej, Jeziorna. Zdaniem przedsiębiorców, i to wynika też z tej obserwacji jaką robiliśmy, i z dokumentów do jakich dotarliśmy, to też przepławka. Przepławka dla ryb, która przelała i zalała też kilka dużych firm, mocnych firm i domów na ulicy Jeziornej. Ale do tego doszło przelanie się przez wał Nysy Kłodzkiej, więc tak naprawdę Nysa to jest powódź podlana Białą Głuchołaską, ale też z całą pewnością Nysa Kłodzka nie utrzymała wody, którą powinna utrzymać w korycie przy rzucie takim, jaki był.
Pytanie, jaki ten zrzut rzeczywiście był, bo Wody Polskie podają, że w krytycznym momencie to było 1000 m3 na sekundę. Burmistrz Lewina Brzeskiego wskazuje, że to mógł być zrzut większy, bo jego miasto jest przygotowane na 1200 m3 na sekundę, a mimo to zostało zalane. Komu by pan bardziej wierzył dzisiaj?
Pewnie faktom. My cały czas bazowaliśmy i bazujemy na, wydawać by się mogło, wiarygodnych informacjach z Wód Polskich i wiemy, że ten zrzut, znaczy wiemy z przykazów Wód Polskich, że zrzut wody z Jeziora Nyskiego do Nysy Kłodzkiej nie był nigdy wyższy niż 1000 m3 na sekundę. W 1997 roku, podczas powodzi, która nas nawiedziła blisko 30 lat temu, ten zrzut był na poziomie 1400 m3 wody. Ci, którzy pamiętają te dwie powodzie, mówią o tym, że poziom wody był porównywalny, ale to jest kwestia obserwacji, oko ludzkie jest zawodne. My bazujemy na informacjach z Wód Polskich. 1000 m3 spowodowało w tym roku, kilka dni temu, przelanie się przez koryto rzeki Nysa Kłodzka i spowodowało zalanie części naszego miasta. Z całą pewnością tak było i też to, co mówię, potwierdza pani prezes, bo też takie dane do niej docierają i wie o tym, że Nysa Kłodzka również się przelała.
13 września o godzinie 6:00 z Jeziora Nyskiego wypływało tyle samo wody, ile do niego wpływało. W zbiorniku było ponad 45,5 mln m3 wody. Od dłuższego już czasu było wiadomo, że deszcze będą i to bardzo intensywne. Wody Polskie wskazywały, że nie ma potrzeby zrzucania wody, żeby zrobić więcej miejsca na ewentualną falę wezbraniową. Pytanie, co wy w tej sytuacji zrobiliście? Czy próbowaliście jakoś naciskać, jakoś lobbować w tej instytucji, żeby jednak tego miejsca w jeziorze zrobić więcej?
Od 10 lat, około 10 lat, mieszkańcy Nysy żyją w przyświadczeniu, że zbiornik nyski po ogromnym remoncie czasochłonnym, kosztownym i po remoncie koryta rzeki, ten zbiornik jest bezpieczny i powódź ostatnia pokazała, że jest bezpieczny, bo w najbardziej newralgicznym momencie tam było wciąż w naszym zbiorniku około 30 milionów ton luzu, czyli można było tej wody jeszcze tyle przyjąć bez uszczerbku i szkody dla samego miasta. Stało się inaczej. Ja nie jestem specjalistą z hydrologii. Temat zrzutów... dopiero od kilku tygodni tak naprawdę operuje w tym zagadnieniu, natomiast moim zdaniem, zdaniem wszystkich, którzy obserwowali ten poziom rzutów, naprawdę nie było potrzebne tak mocne zrzucanie wody z Jeziora Nyskiego.
Tutaj też interwencja ministra Siemoniaka miała pomóc, żeby ten zrzut był mniejszy wtedy, kiedy ratowaliście wały. Czy taka sytuacja w ogóle powinna mieć miejsce, że minister musi nijako ręcznie sterować takimi kwestiami?
Oczywiście, że nie, natomiast to już były bardzo gorące chwile. Pamiętam sztab pracujący dzień i noc, bazujący na danych, które co chwilę ulegały zmianie, trzeba było sprawdzać wiarygodność tych informacji, które spływały do nas z każdej strony. Opowieści o dynamicie na tamie, o przerwanej śluzie, o widocznych widzianych agentach w różnych mundurach. Także ten czas był okrutny, więc my jeszcze dostaliśmy informacje o tym, że pojawiły się trzy wyrwy w korycie rzeki Nysa Kłodzka. Trzy wyrwy, najgroźniejsza zdaniem niektórych z ulicy Wyspiańskiego, w tym momencie idzie zrzut tysiąca metrów sześciennych. Zdaniem ekspertów, którzy pracowali w naszym sztabie, ta wyrwa na ulicy Wyspiańskiego groziła przerwaniem tych wałów i pójściem ogromnej fali na miasto, więc wtedy doszło do ewakuacji, która została różnie odebrana, bo jednak to czas niezwykle gorący, no i szukanie dojścia do kogoś kto decyduje o ilości zrzutu. Najpierw zdobyliśmy cudem telefon prywatny, telefon komórkowy, do jednego z decydentów. Uzyskaliśmy informacje na temat zrzutu i powodach tego rzutu, potem przyszła informacja oficjalna. Samo ograniczenie zrzutu z tysiąca, który był w tym momencie i zagrażał naprawdę miastu w kilku elementach, śmigłowce latały niemalże non stop, spowodowało to, że musieliśmy użyć wszystkich środków, żeby wymóc, wymusić na Wodach Polskich ograniczenie zrzutu do 800 metrów sześciennych, bo też w jednym z programów ogólnopolskich powiedziałem, że jedynym ratunkiem teraz jest to, że idziemy jako mieszkańcy na wał i będziemy tę wyrwę zasypywać.
Ale w jednej z rozmów, w jednym z programów wskazywał pan też i to tego samego dnia, 16 września, żeby powstrzymywać od paniki. Że ci, którzy straszą, robią to po to, żeby powiększać sobie zasięgi w internecie. Dwie godziny później wydaje pan apel w stylu "ratuj się kto może"
Tak, natomiast ja bazuję, bazowałem i będę to robił zawsze dopóki jestem burmistrzem na wiarygodnych informacjach. Natomiast przestrzeń ta medialna roiła się od różnego rodzaju głupot, tak naprawdę mówienia o jakiś potencjalnych rzutach 1400, 1600 czy więcej, o dynamitach, o blokadzie, o panice. To naprawdę w tym momencie kompletnie nie było potrzebne, gdyby ta komunikacja była wiarygodna. Ja też w czasie rzeczywistym mówiłem o tym co wiem, więc ja nie mogę bazować na emocjach, nie mogę mówić, co mnie się wydaje, tylko muszę mówić o tym, co wiem na pewno. Internet huczał od różnego rodzaju informacji, ja też ich nie dementowałem, bo nie miałem na to czasu, to kompletnie było poza naszym obszarem zainteresowań,
Komunikaty na Facebooku miały szansę dotrzeć do wszystkich? Bo tutaj mieszkańcy też się na to skarżą, że na przykład starsze osoby, które nie mają dostępu do internetu, nie do końca, wiedziały co mają robić
Zgadza się, chaos komunikacyjny był ogromny. Ja sobie z tego zdaję sprawę, nasz system informacji nie był optymalny, nie był najlepszy, nie dociera do wszystkich.
Dlaczego tego przez tyle lat nie naprawiono? Nysa była w przeszłości wielokrotnie dotykana przez powódź. Było wiadomo, że taki kataklizm może się powtórzyć, więc gdzie, jak gdzie, ale w Nysie powinniście być na to przygotowani
Tak, skorzystaliśmy dwukrotnie z komunikatów dźwiękowych. Alarm syren, który był kompletnie niezrozumiały dla mieszkańców, wycie syren kojarzy się różnie. Osobom starszym bardzo okrutnie, młodszym kompletnie z niczym się nie kojarzy. Przez ostatnie kilkadziesiąt lat używaliśmy tych syren tylko i wyłącznie 1 sierpnia, by uczcić powstańców warszawskich, natomiast teraz te syreny pojawiły się w przestrzeni, wszyscy je słyszeliśmy, ale nikt naprawdę nie wiedział, co one oznaczają. My też, trzymając się procedur i tych sygnałów dźwiękowych, oznajmialiśmy, jak to wygląda. Natomiast ostatnia syrena, z której zrezygnowaliśmy na rzecz komunikatów głosowych, pokazała, że jednak komunikaty głosowe są dużo bardziej przyswajalne, dużo bardziej rozumiane, natomiast ich zasięg jest również bardzo mocno ograniczony. Więc taka nauczka na przyszłość to jest stworzenie takiego radiowęzła, który będzie docierał do każdego mieszkańca naszej gminy. Nie wiem [może[ poprzez głośniki na naszych słupach oświetleniowych, bo to jest chyba najlepsze wyjście. Trzeba też ten punkt ewakuacyjny wskazać, jako te punkty, które są w miarę bezpieczne.
Ludzie też narzekają na to, że nie za bardzo wiedzieli dokąd mają się ewakuować. Pan pisał, że najbezpieczniej jest za rzeką. Ale jak się ludzie mieli wydostać za rzekę, skoro mosty były zamknięte?
Zgadza się, powiem o większym absurdzie. Ostatnia powódź sprzed blisko 30 lat i dokumenty, które powstały zaraz po tej powodzi, wskazywały jako miejsce ewakuacji dla mieszkańców, przy potencjalnej kolejnej klęsce żywiołowej, miejscowość Biała Nyska, która została zmieciona jako pierwsza. Czyli przy takim żywiole, jaki szedł z kierunku Głuchołaz, kompletnie wszystkie wcześniejsze plany, sugestie, gdzie się ewakuować, legły w gruzach. Więc teraz sytuacja taka, że mamy trzy potencjalne wyrwy w wale, w tym jedna o ogromnym zagrożeniu. Od południa Nysa jest zalewana przez Białą Głuchołaską, więc teoretycznie dzisiaj też bym powiedział, uciekajmy za rzekę, bo to było jedyne miejsce, które wydawało się bezpieczne. Mosty zamknięte, więc ewakuacja była mocno utrudniona, natomiast to było wszystko, wszystko kwestia chwili.
Czym ci ludzie mieli się ewakuować uciekać? Były jakieś autobusy podstawione przez miasto?
W pierwszym etapie ewakuacji, jeszcze miejscowość Morów, to były autobusy. To też takie proszenie naszych służb o ewakuację, tylko wtedy, jeżeli jest taka dosyć niska woda, to mieszkańcy ewakuują się sami na piętro domu, na drugie piętro domu.
Ale w Nysie? Jak już była taka dramatyczna sytuacja?
Więc to było takie też mówienie o tym, że pójdźmy na wyższe kondygnacje, spakujmy na to, co najbardziej potrzebne, no i czekajmy na to, co się wydarzy. Natomiast kierunku ewakuacji jako taki do wskazania, poza tym ogólnym kierunkiem, idźmy na wyższe obszary naszego miasta, być nie mogło, bo nikt nie wiedział, jaki będzie efekt tego, co się może wydarzyć. A mogło się dużo wydarzyć.
Panie burmistrzu, niech się pan nie pogniewa, ale słuchając tego, to można odnieść takie wrażenie "nic nie mogliśmy, nic nie byliśmy w stanie zrobić". Więc można zapytać, co właściwie przez wiele lat, która to już jest pana kadencja, trzecia się zaczyna? Co przez te dziesięć lat zrobiliście, żeby być gotowi na taką sytuację?
Panie redaktorze, więc to, co najbardziej doskwierało naszym mieszkańcom od wielu, wielu lat, to była powódź, która płynęła z kierunku rzeki Nysa Kłodzka i zbiornika nyskiego. Pamiętam 1997 rok, gdzie jednym z argumentów na temat spuszczania tej większej ilości wody na miasto była trwoga o to, czy wytrzyma tama, bo była w kiepskim stanie technicznym. Ogromne pieniądze, przez długi czas ta tama była remontowana, korytarz rzeki był remontowany, więc Nysa stała się miastem bezpiecznym. Nawet tereny zalewowe, które były wcześniej ustalone na dużo większy obszar, zostały zminimalizowane do kawałeczka dosłownie obszaru miasta, który potencjalnie mógł być narażone na powódź. Natomiast nikt nie zakładał w najczarniejszych snach, że wały na długości od Głuchołaz do Nysy zostaną zmyte w przeciągu kilku godzin przez rzekę Biała Głuchołaska. Tego nikt nie brał pod uwagę.
Może te plany były złe?
Tak, z tym że wały przeciwpowodziowe przy rzece Biała Głuchołaska są wałami zarządzanymi przez Wody Polskie. To nie jest własność gminy, tym gmina nie zarządza. Wody Polskie dbają o jakość tych wałów, natomiast ten żywioł spowodował, że wały przestały istnieć i to zagrożenie poszło z kierunku Białej Głuchołaskiej. Nikt wcześniej tego nie mógł przewidzieć, natomiast kwestia, bo teraz wiem, że już trwają prace związane z odbudową tego wału i miejmy nadzieję, czy pewność, chociaż pewności nigdy nie będziemy mieli, że te wały nowe, bezpieczne, będą w stanie utrzymać potencjalne kolejne ogromne opady i zrzuty wody z kierunku Czech poprzez Głuchołazy w kierunku Nysy.
Wiosenna, Słoneczna, 3 Maja, Jeziorna - to część zalanych ulic. W waszym miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego określone są jako tereny pod zabudowę mieszkaniową jednorodzinną i usługową. Zapytam więc w takim razie, czy ten plan został wykonany właściwie?
Oczywiście tak, oczywiście tak. To są plany, które powstały w odniesieniu do konkretnych zapisów planistycznych zgodne z prawem, zgodne ze wskazaniami terenów zalewowych. Natomiast, tak jak wspomniałem wcześniej, przerwanie wału na całej długości rzeki Biała Głuchołaska spowodował kataklizm, którego nikt nie przewidział. Jeżeli teraz spojrzymy w czasie powodzi na Nysę, 3/4 miasta zalane, więc teoretycznie na 3/4 miasta nie powinno być żadnych domów, co jest oczywistą niemożliwością, żeby do tego doprowadzić. Więc musimy być jeszcze bardziej bezpieczni i wiem, że Wody Polskie ruszyły już z remontem, odbudową wałów i Nysa jest bezpieczna od strony jeziora, no bo jest. W rzece Nysa Kłodzka też będą wzmocnienia tych wałów, które były naruszone, natomiast Biała Głuchołaska okazuje się kluczem. Kluczem, który w tych chwilach trudnych stał się dla nas dramatycznym źródłem nieszczęść, bo cała woda poszła na część Nysy; na Zamłynie, na te ulice, o których pan wspomniał. Orzeszkowej, Jeziorna, 3 Maja, Wiosenna i wiele, wiele innych. Ogromny dramat mieszkańców. Większość to domy niedawno zbudowane na terenach blisko jeziora, atrakcyjnych dla mieszkańców.
Pewnie ci mieszkańcy się zastanawiają, czyja to jest wina. No bo z jednej strony wybudowali się tam, bo plan na to zezwalał, z drugiej strony mamy sytuację, tak jak słyszymy z wielu stron, że coś nie zostało dopilnowane, jeżeli chodzi o zabezpieczenie, chociażby tej Białej Głuchołaskiej. Więc pytanie, do kogo ci ludzie mają się w tym momencie kierować? Czy na przykład wy wystąpicie do Skarbu Państwa o jakieś dodatkowe rekompensaty, zadośćuczynienia, odszkodowania dla tych ludzi, oprócz oczywiście tej pomocy, którą już rząd zapowiada?
Występujemy o zadośćuczynienie, o rekompensaty, o odszkodowania, natomiast powtórzę raz jeszcze, wały przy rzece Biała Głuchołaska nie są własnością gminy, nie my nimi zarządzamy, nie my je możemy remontować i nie my je możemy budować. To jest wszystko poza nami, to są urządzenia hydrologiczne, które wykraczają poza kompetencje gminy, dlatego tutaj wpływ nasz na remont, na budowę, na modernizację jest poza tym, że wnioskujemy, prosimy i chcemy, żeby to było zrobione względem bezpieczeństwa. Ale wiemy, że już te prace ruszyły. Nauczeni kolejną nauczką, bardzo okrutną nauczką, te prace wiem, że ruszają i pewnie będą zakończone jak najszybciej, bo to jest dla nas niezwykle istotne. Również dla mieszkańców tych miejscowości położonych między Głuchołazami a Nysą, bo wiemy, że jakikolwiek większy deszcz, długotrwały deszcz, powoduje podlewanie miejscowości leżących na tej trasie Głuchołazy - Nysa i to jest na dzisiaj najważniejsza sprawa. Natomiast kwestie zalewowe, plany miejscowe u nas były realizowane zawsze w oparciu o tereny zalewowe, które kurczyły się, a skurczyły się bardzo mocno po remoncie koryta rzeki i samego zbiornika retencyjnego, czyli Jeziora Nyskiego.
Panie burmistrzu, ja wrócę do kwestii przekazu informacji, bo to jest niezwykle ważna kwestia, no i mieszkańcy też bardzo mocno na to narzekali. Ja wiem, że nie na wszystkie decyzje Wód Polskich wy akurat mieliście wpływ, ale na politykę informacyjną już jak najbardziej, no i w waszym przypadku trudno nie odnieść wrażenia, że gdyby nie na przykład pracownicy, dziennikarze gazety, którą wycofaliście jakiś czas temu w bibliotek, albo prywatna osoba z dronem, to ludzie niewiele by wiedzieli na temat bieżącej sytuacji. Urząd Miejski ma drona, w zeszłym roku kupił go na cele zarządzania kryzysowego. Dlaczego na przykład z waszej strony takich oficjalnych komunikatów nie było? Zdjęć, jak obecnie wygląda sytuacja w mieście?
My naprawdę w chwilach tak trudnych musimy operować faktami. My nie możemy ludzi straszyć, przerażać, ani budzić jakichś elementów paniki, bo nie od tego jesteśmy.
Ale jeżeli takiej informacji nie będzie, no to ludzie zaczną sobie kreować własną rzeczywistość i tego byliśmy świadkami
Tego byśmy nie uniknęli. W chwilach trudnych często internet jest zasypywany informacjami takimi, które są trudno weryfikowalne, ale jednak budzące emocje. Zasięgi rosły w tempie niesamowitym. Im informacja bardziej okrutna, tym większa była ilość oglądnięć i ilość polubień. Natomiast my nie możemy straszyć ludzi informacjami niesprawdzonymi, więc my musieliśmy bazować na informacjach od zarządcy tych zbiorników. Ja też i Facebook, i też filmiki nagrywałem sam osobiście. Mówiłem o tym, co wiem, co się wydarzyło w czasie rzeczywistym, do czego jestem przekonany i to są informacje pewne i sprawdzone. Nie mogłem bazować na filmikach robionych z drona, bo to kompletnie w tej sytuacji nie było dla nas jakimś materiałem, który w czymkolwiek by pomógł.
Ale żeby pokazać, gdzie obecnie wdziera się woda, no to chyba jest dosyć klarowna sytuacja na tym filmiku, czy na zdjęciu widać albo nie widać. To nie jest kwestia domysłów.
Tak, absolutnie ma pan rację, natomiast my w informacji o zrzutach mieliśmy wprost od zarządcy i od decydenta, który decydował o tym, jaki poziom zrzutu jest. Więc ten poziom zrzutu alarmowaliśmy o tym, że jest on taki, a nie inny i czym grozi. O wyrwach również pisaliśmy, mówiliśmy. Natomiast internet żyje swoim życiem.
Panie burmistrzu, zarządca też zapewniał, że nic się złego bardzo nie wydarzy, a życie pokazało, że jest inaczej
O tym wszyscy mówiliśmy, życie pokazało, że jednak kilka wydarzeń; przerwanie tamy w Stroniu Śląskim, zbiornik Topola, dzięki Bogu pusty zbiornik Otmuchowski, który przyjął całą wodę ze Stronia Śląskiego. Jezioro Nyskie było bezpieczne do samego końca, to była ogromna rezerwa, więc stało się jak się stało. My też będziemy oczekiwać, żądać wyjaśnień ze strony Wód Polskich, dlaczego doszło do zalania Nysy od strony Nysy Kłodzkiej. Natomiast co do filmików, naprawdę filmiki są różne i nie chciałbym brać udziału w wyścigu na to, kto bardziej okrutny filmik puści w internecie, bo to też nie o to chodzi. Jeżeli mógłbym cofnąć czas, zrezygnowałbym z komunikatów poprzez syreny alarmowe, natomiast w przekazie pewnie nic bym nie zmienił, bo nie miałem kompletnie wpływu na decyzję Wód Polskich, natomiast musiałem bazować na tych informacjach, które od nich spływały. Niestety, tak to wygląda.
A jak wyglądała wówczas praca, czy to urzędu, czy to sztabu kryzysowego, czy można było się bez problemu z wami wtedy skontaktować i zapytać, co należy robić?
My ewakuowaliśmy się zaraz po tym, jak zalało nam piwnice, serwery i straciliśmy łączność, jeżeli chodzi o energię elektryczną. Przenieśliśmy się łącznie ze starostwem na ulicę Otmuchowską, korzystając z gościnności Izby Celnej. I na Otmuchowskiej przez te kilka dni, kilka nocy, w trybie ciągłym pracowaliśmy nad tym, żeby te informacje zdobywać. Pracować i też reagować na to, co się dzieje, bo też było kilka sytuacji bardzo, bardzo kiepskich, bardzo ciężkich. Mamy myśli głównie wyrwy w wale, które się pojawiły w kilku miejscach. Akcje śmigłowców, to było też w kulminacyjnym momencie, bezpośredni kontakt z szefem MSWiA Tomaszem Szymoniakiem, który wymusił na Wodach Polskich zejście z tego rzutu z 1000 na 800, gdzie mieszkańcy mogli wejść na wał i własnoręcznie próbować ratować miasto i też zasypać wyrwę tym piaskiem. I do tego jeszcze dołożyła się decyzja premiera Kosiniaka-Kamysza, który wysłał do Nysy śmigłowce mogące operować w nocy, które zrobiły doskonałą robotę, bo tych wyrw było kilka. Przez całą noc te wyrwy zasypywały workami z kamieniami, które zrobiły też ogromnie dobrą robotę.
Pamiętamy, ale pytanie, co z tym kontaktem chociażby ze sztabem kryzysowym? Czy ktoś, kto naprawdę znalazł się w dramatycznej sytuacji, osoba prywatna, czy jakaś instytucja, była się w stanie z wami skontaktować, zapytać, dowiedzieć, co ma robić, czy były z tym problemy? Interia pisze o sytuacji domu opieki w dworze biskupim. Jak czytamy w artykule, "przez kolejne 48 godzin pracownicy ośrodka próbowali pozyskać potwierdzoną i wiarygodną informację z urzędów w Nysie. Bez skutku, telefonu nikt nie odbierał". Musieli dopiero do Opola dzwonić i stamtąd otrzymali wsparcie.
Informacja jest trudno weryfikowalna, bo ta informacja do mnie kompletnie nie dotarła, że ktoś miał kłopot z dzwonieniem się do naszych służb. Tych telefonów czynnych była cała masa, łącznie z naszymi telefonami, które są znane też w większości instytucjom i mieszkańcom. Szef dworu biskupiego ma telefon mój prywatny, więc też tutaj nie było żadnego problemu z kontaktem. Trudno się do tego odnieść, bo teraz oczywistym jest, że wiele takich głosów będzie na temat braku kontaktu, natomiast ten kontakt był pewnie utrudniony, bo chwile były ciężkie. Ten telefon grzał [się] do czerwoności, ale na pewno kontakt był, i telefoniczny, i może w mniejszym stopniu poprzez maile, bo tam akurat był kłopot z internetem czasami. Natomiast telefonia komórkowa funkcjonowała w sposób prawidłowy.
Empatii nie zabrakło w tym wszystkim?
Wtedy wszyscy byliśmy i jesteśmy dalej jedną wielką empatią wobec tego, co się wydarzyło. Trudno w czasie klęski żywiołowej też mieć takie poczucie czegoś, że się zrobiło dobrze, bo zawsze jest taki niedosyt. Ja wiem, że mam też przekonanie wewnętrzne, że zdarzyło się coś, co nie powinno się wydarzyć, natomiast klęska żywiołowa jest okrutnym doświadczeniem. Bardzo współczuję wszystkim mieszkańcom i firmom, które ucierpiały bardzo mocno w wyniku tej powodzi. Sytuacja jest taka, jaką mamy. Teraz trzeba się skupić na odbudowie, na tym, żeby jak najszybciej mieszkańcy i firmy otrzymały finansowe wsparcie pomagające odbudować domy, mieszkania, ale też takie wsparcie, które pozwoli odbudować potencjał firmy, przywrócić działalność, tak, żeby już pracownicy mogli pracować.
Do tego wsparcia finansowego jeszcze sobie wrócimy za moment. Natomiast dlaczego o tę empatię zapytałem panie burmistrzu... był przy Hali Nysa punkt wydawania pomocy i tam się nawet wiceburmistrz osobiście zaangażował w działanie. No i podobno nie tylko wtedy, kiedy akurat kamery i aparaty były na miejscu. Możemy o tym mówić, bo mieszkańcy go zapamiętali, tak przynajmniej twierdzą, pisząc komentarze w mediach społecznościowych. Zapamiętali wiceburmistrza, bo gdy przychodzili na przykład po wodę, to mieli usłyszeć, że woda jest w kranie, a gdy prosili o środki czystości, to mieli słyszeć, że mogą sobie je kupić w sklepie. Czy taka sytuacja miała miejsce?
Panie redaktorze, sytuacji było różnych co niemiara. Kilka tysięcy ludzi skorzystało z punktu na hali, skorzystało z darów. Natomiast przy takim ogromie nieszczęścia i ogromie emocji, pewnie są indywidualne, jednostkowe przypadki, gdzie ktoś się poczuł urażony, obrażony, poczuł jakiś dyskomfort w tym kontakcie. Ja nie jestem świadkiem, nie byłem świadkiem tych indywidualnych spotkań z moim zastępcą Markiem Rymarzem, który notabene przez trzy doby nie wychodził praktycznie z hali, bo pracował bardzo ciężko, żeby procedować dary, przekazać je, rozwieźć, także to też tytaniczna praca. Natomiast w przestrzeni publicznej, jak pan teraz zauważył, przebijają się informacje indywidualne, które moim zdaniem wypaczają obraz ogólny. A ten obraz ogólny jest taki, że było ogromne poruszenie. Tysiące ludzi skorzystało z tych darów. Dowoziliśmy, gotowaliśmy jedzenie wojsku, straży, mieszkańcom. Są setki przekazów, które mówią o tym, że gmina Nysa pomagała i pomaga. Natomiast jednostkowo jasne, ja mogę jedynie przeprosić za takie sytuacje, jeżeli miały miejsce. Bo zakładam, że ci, którzy o tym piszą, tego doznali. Jest mi bardzo przykro. Natomiast też w chwilach tak trudnych jak klęska żywiołowa i dystrybucja darów, przy ogromnym wsparciu setek ludzi potrzebujących tej pomocy, zdarzają się, ja mam tego świadomość, sytuacje indywidualne, w których ktoś się mógł poczuć urażony lub nie do końca w sposób, w jaki chciałby być obsłużony.
Ponad 100 milionów złotych. Na tyle pan oceniał w jednym z wywiadów kilka dni temu straty w infrastrukturze gminnej. Rząd zapewnia, że pieniądze na odbudowę będą. Ale pytanie, czy słyszycie już jakieś konkrety na ten temat?
Wczoraj specustawa w sejmie, teraz do senatu. Zapisy, myślę, bardzo dobre. Mnie najbardziej cieszy wsparcie dla przedsiębiorców... Nie tyle cieszy, bo w tej sytuacji trudno mówić o jakiejś uciesze. Natomiast to wsparcie, 16 tysięcy za zatrudnionego lub dla ryczałtowców i inne rozwiązania, myślę, że pozwoli naszym firmom złapać oddech. Bo też cała rzesza firm małych, średnich poniosła ogromne szkody. I to wsparcie finansowe będzie też taką możliwością odbudowy tego potencjału, który stracili. To jest też niezwykle istotne, bo Nysa wróci na swoje tory rozwojowe, jak wrócą przedsiębiorcy. Im szybciej wrócą przedsiębiorcy, tym szybciej wrócimy jako miasto. Myślę, że to jeszcze kilka miesięcy potrwa. Natomiast jestem przekonany, że przedsiębiorcy sobie poradzą. Trzymam kciuki i chciałbym, żeby jak najszybciej. My też to, co możemy, to robimy. Na pewno też będziemy musieli pomóc naszym przedsiębiorcom w tych trudnych czasach, żeby jak najszybciej tę swoją siłę odbudować na rynku.
W jaki sposób? Jakieś zwolnienie z podatku? Coś podobnego do tego, co było w COVID-zie?
Nad tym pracujemy. Natomiast teraz bardziej istotna jest ta pomoc, która będzie płynęła ze strony rządowej, czyli gotówka na odbudowę tego potencjału, parku maszynowego, tych strat poniesionych w materiałach. To jest podstawa dla firm. Natomiast podatek od nieruchomości, w tym całym bilansie, to jest jeden z elementów, nad którym pracujemy. Natomiast na dzisiaj ważne jest to, żeby firm jak najszybciej mogły ruszyć z produkcją, z działalnością. I to jest najważniejsze.
A jeżeli chodzi o osoby indywidualne, jak obecnie wygląda dystrybucja tej pomocy, tych zasiłków od państwa?
Te zasiłki w kwocie 2, czy 8 tysięcy są wypłacane na bieżąco. Zbieramy transzę wniosku, wysyłamy do pani wojewody. Te pieniądze trafiają niemalże od razu na konto mieszkańców. Natomiast obecnie trwają prace, które szacują koszty związane z odremontowaniem lub odbudową zalanych mieszkań i domów. One są o tyle skomplikowane, że niestety musi brać w tym zespole ludzkim również udział ekspert, który ma uprawnienia budowlane. Więc tych ekspertów jest ilu, ilu jest. Jest kilku dosłownie, więc to jest praca od siódmej do nocy, żeby każdy dom, każde mieszkanie obejrzeć, oszacować straty. To jeszcze parę tygodni pewnie zajmie. Ale też chciałbym wesprzeć te zespoły ludźmi, których zaprosimy z innych regionów Polski, aby pomogli, aby ci mieszkańcy mogli jak najszybciej przystąpić do remontu, odbudowy tego, co stracili, dlatego, że już mamy październik. Za chwilę będzie listopad, będzie zima i czas na remont się skończy. Dużo ciężej będzie wtedy można odbudować swoje własne mieszkanie, czy wyremontować, niż teraz, kiedy jest jeszcze potencjalnie ciepło.
A czego dzisiaj mieszkańcom najbardziej brakuje? Mieszkańcom, którzy usuwają skutki tej powodzi. To są osuszacze, tak jak w innych gminach, czy wasze potrzeby wyglądają trochę inaczej?
Osuszacze, tak. To są osuszacze, to są środki do dezynfekcji, grzybobójcze, bo też ta wilgoć robi swoją złą robotę. Takie materiały, które pomagają w remoncie, materiał budowlany. To wszystko już staramy się też dystrybuować. Natomiast osuszaczy faktycznie brakuje. Wszystkie transporty, które mieliśmy, zostały już rozdysponowane wśród mieszkańców, wśród instytucji. To, co mamy, rozdajemy. To, co możemy, ściągamy. Chcemy też dokupić osuszacze i przekazać mieszkańcom, bo jest taka ogromna potrzeba, bo jednak ta wilgoć jest jeszcze w wielu domach, w wielu mieszkaniach ciągle obecna.
Dobrze, to mamy zmianę systemu alarmowania. Mamy starania na rzecz poprawy obwałowań i odbudowy tych, które zostały uszkodzone. Co jeszcze będziecie chcieli zrobić; wy jako miasto, albo lobbować za tym, żeby takie sytuacje w przyszłości się nie powtarzały? Widzimy pewną regularność. Co 13, 14 lat w różnych miejscach Polski pojawia się ta wielka woda, więc pewnie kwestią czasu jest, kiedy znów staniemy przed potencjalnym zagrożeniem akurat w Nysie.
Tak, na pewno najważniejsza jest odbudowa wału na rzece Biała Głuchołaska. Na pewno przegląd konstrukcji naszego Jeziora Nyskiego i wałów na Nysie Kłodzkiej, które zostały bardzo mocno naruszone, ale też wymagają remontów. Na pewno system komunikacji. Na pewno system taki, który będzie czytelny dla każdego mieszkańca. Chcielibyśmy, to też takie pokłosie naszych spotkań jeszcze w sztabie, wprowadzić zajęcia w szkole podstawowej dla dzieciaków. Bo to zdaje egzamin przy okazji recyklingu, dbałości o naszą przyrodę, środowisko. Chcielibyśmy, żeby dzieciaki już były uczone w szkole podstawowej, jak się zachować w wypadku różnego rodzaju klęsk żywiołowych, czy też różnego rodzaju zagrożeń. To jest edukacja niezwykle istotna, bo nie przewidzimy wszystkiego. To klęska żywiołowa, ten żywioł ma to do siebie, że jest nieprzewidywalny i najczęściej jego skutki są niemożliwe, by zaplanować, co się będzie robić, jak on się wydarzy.
A kanał ulgi? Bo też się pojawiają chociażby petycje w internecie, żeby jednak do tego pomysłu wrócić
Tak, to jest element bezpieczeństwa. Ten kanał ulgi również jest elementem, o który będziemy bardzo mocno zabiegać. Czyli odbudowanie koryta wału przy rzece Biała Głuchołaska, odprowadzenie jeziora i wzmocnienie korytarza rzeki Nysa Kłodzka. I też kanał ulgi, który będzie takim bypassem bezpieczeństwa dla południowej części naszego miasta i sołectw, które w tym przypadku, w tej powodzi, były mocno zagrożone i zalane. Komunikacja i edukacja.
To jeszcze na koniec wrócimy do początku naszej rozmowy, bo wskazywał pan, że zalania Nysy można było uniknąć. Można wywnioskować z tego, co pan mówi i z tego, co pojawia się w internecie, w waszych oficjalnych wpisach, że Wody Polskie nie do końca stanęły tutaj na wysokości zadania. Co teraz? Będziecie tę instytucję pozywać? Nawet nie wiem za bardzo, jaka jest ścieżka w takiej sytuacji, jeżeli rzeczywiście wykażecie, że Wody Polskie zawiniły...
Wiem, że jest przygotowywany pozew obywatelski, taki społeczny. My chcielibyśmy jedynie jako miasto, jako władze... Ja jestem burmistrzem jeszcze kilka lat, potem będą kolejni burmistrzowie, natomiast ważne jest to, żeby każdy burmistrz, wójt, prezydent, który ma na swoim terenie tego typu zbiornik retencyjny, miał też... wpływ to może za dużo powiedziane. Ale musi mieć wgląd w to, co się dzieje, w decyzje osób odpowiedzialnych za konkretny zrzut. Nie może być tak, że my musimy błagać, prosić, a potem wymuszać pewne regulacje w tym zrzucie z dbałości o życie i zdrowie mieszkańców. Samorządy muszą mieć na to wpływ.