Szczyt NATO/ Były wiceszef Pentagonu: problemy Bidena i perspektywa powrotu Trumpa przyćmią szczyt Sojuszu
Townsend, który za prezydentury Baracka Obamy był czołowym urzędnikiem Pentagonu odpowiedzialnym za politykę USA wobec Europy i NATO, ocenił, że polityczne okoliczności tegorocznego szczytu uczynią go jednym z najbardziej niezwykłych spotkań liderów Sojuszu w ostatnich dekadach.
"Nie da się uciec od faktu, że duża część rozmów w kuluarach i prasie będzie dotyczyć prezydenta Bidena i jego przyszłości oraz tego, jak efekty jego ewentualnej przegranej z Trumpem wpłyną na Europę i NATO" - ocenił ekspert, obecnie członek think tanku Center for New American Security.
"Myślę, że zagraniczni przywódcy byli dość zszokowani tym, co zobaczyli podczas debaty (przedwyborczej z udziałem Bidena i Trumpa - PAP). I teraz z zapartym tchem przyglądają się temu, co dzieje się w Partii Demokratycznej. Wszyscy na pewno będą się przyglądali temu, jak prezydent wypadnie podczas szczytu" - dodał.
Zdaniem Townsenda nie ma wątpliwości, że Rosja, Chiny czy Iran będą starały się wykorzystać ten moment niepewności w mediach społecznościowych lub w inny sposób.;
Zaznaczył jednocześnie, że USA nie są jedynym państwem NATO, które przeżywa zawirowania polityczne - wskazał m.in. na Francję i Wielką Brytanię - co jego zdaniem uczyni waszyngtoński szczyt tym bardziej niezwykłym.
Ekspert ocenił, że mimo obaw dotyczących drugiej prezydentury Trumpa próby uczynienia Sojuszu "trumpoodpornym" - np. poprzez przeniesienie koordynacji pomocy Ukrainie na poziom NATO - nie mają większego sensu.
"Nie sądzę, by to było możliwe, a może się okazać, że nie będzie potrzebne. No i już podczas pierwszej kadencji (Trumpa na stanowisku prezydenta USA) widzieliśmy, że są sposoby, by złagodzić podejście Trumpa" - przypomniał Townsend, wskazując m.in. na pochlebstwa kierowane pod jego adresem przez innych liderów czy przypisywanie mu kluczowej roli we wzroście wydatków na obronność.
"Jeśli on wygra wybory, będzie to już zupełnie inne NATO, w którym 2/3 państw spełnia wymóg inwestowania 2 proc. PKB w obronność. Trump nie będzie mógł już mówić, że nikt nie płaci" - zaznaczył Townsend.
Dodał jednak, że dodatkowe nakłady państw europejskich na wojsko są absolutnie konieczne i jeśli nowy prezydent USA będzie naciskał na dalsze zwiększanie wydatków, spotka się to z poparciem obu stron sceny politycznej w Waszyngtonie. Jak zauważył, jednym z tematów szczytu ma być rewizja planów obrony Sojuszu przed agresją ze Wschodu, jednak nawet najlepsze plany nie wystarczą, jeśli poszczególne państwa nie będą miały odpowiednich sił, by je zrealizować.
"Z mojej pracy w NATO wiem, że to organizacja znana z podchodzenia z aksamitnymi rękawiczkami do sojuszników, którzy nie wypełniają zobowiązań. Ale tak było w czasie, gdy nie mieliśmy do czynienia z takim zagrożeniem, jak dziś" - wspominał Townsend. "Biorąc pod uwagę ogrom i pilność potrzeb, przyszedł czas, by zdjąć te rękawiczki i zamienić je na żelazną pięść" - dodał.
Odniósł się również do postulatu zgłaszanego przez prezydenta Andrzeja Dudę w sprawie podniesienia wymogu wydatków obronnych z 2 do 3 proc. PKB w najbliższej przyszłości.
"To prawda, że te 2 proc. to był szczytny cel, ale odpowiedni do potrzeb sprzed kilku lat. Dziś słyszymy, że 2 proc. to +podłoga, a nie sufit+, a Donald Trump z pewnością by ten pomysł Dudy poparł, przy zgodzie obydwu partii" - ocenił Townsend. "Dlatego nie zdziwiłbym się, gdyby w Waszyngtonie rozpoczęły się dyskusje - a być może nawet (zapadły) decyzje - by te 2 proc. zamienić np. na 2,5" - dodał.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)
osk/ akl/ lm/