Białystok/ Proces ws. wypadku auta z migrantami, w którym zginęły dwie osoby
Do wypadku doszło przed rokiem koło miejscowości Soce (Podlaskie), na drodze wojewódzkiej nr 685 z Hajnówki do Zabłudowa. Auto zjechało z drogi i dachowało. Na miejscu zginął jeden z pasażerów; kierowca toyoty rav4 i dziewięć innych osób trafiło do szpitali; dzień po wypadku w szpitalu zmarła druga osoba, kolejny pasażer.
Pochodzący z Uzbekistanu (mieszkający i pracujący w Polsce) kierowca został oskarżony o nieumyślne doprowadzenie do katastrofy w ruchu lądowym oraz o pomocnictwo do nielegalnego przekroczenia granicy przez grupę dziesięciu Afgańczyków.
Według śledczych, uciekając przed pościgiem funkcjonariuszy SG, kierowca nie zachował szczególnej ostrożności, nie dostosował prędkości do warunków na drodze, przewoził zbyt wiele osób i na zakręcie stracił panowanie nad autem, zjechał na lewą stronę drogi wpadając do przydrożnego rowu, uderzając w jego skarpę, po czym toyota dachowała; samochód koziołkował przez ponad 40 metrów i zatrzymał się na dachu.
Według informacji, które po tym wypadku podawała SG, toyotę z dużą liczbą pasażerów zauważył na drodze funkcjonariusz SG, który tamtędy przejeżdżał w czasie wolnym od służby. Podejrzewając, że to tzw. kurier, zaczął śledzić auto. Zawiadomił też służby dyżurne; jak podawała wtedy SG, dołączyli do niego nieoznakowanym samochodem inni funkcjonariusze.
W trakcie procesu okazało się, że ówczesny komendant Podlaskiego Oddziału SG gen. bryg. SG Andrzej Jakubaszek - wracający z inspekcji placówki granicznej w Białowieży - próbował dokonać obywatelskiego ujęcia kierowcy toyoty mijanej na drodze podejrzewając, że przewozi nielegalnych migrantów od granicy z Białorusią.
Sąd Okręgowy w Białymstoku kończy postępowanie dowodowe w tej sprawie. We wtorek udało mu się odebrać wyjaśnienia oskarżonego Uzbeka; potrzebny był do tego tłumacz języka uzbeckiego, oskarżony twierdzi bowiem, że nie zna rosyjskiego.
35-letni kierowca toyoty przyznał się do spowodowania wypadku, ale nie do udziału w przerzucie ludzi przez granicę. Mówił we wtorek przed sądem, że miał przewieźć grupę osób jako kierowca wypożyczonego auta, bo potrzebował pieniędzy. Za transport - z wyznaczonego miejsca przy granicy do Warszawy - miał dostać 1 tys. dolarów.
Jak wyjaśniał, ofertę znalazł w grupie uzbeckiej na komunikatorze internetowym. Twierdzi, że nie wiedział, iż to nielegalni migranci, choć lokalizację ich odbioru miał tuż przy granicy z Białorusią, do tego grupa wybiegła z lasu, nie miała bagaży i mówiła w języku, którego nie rozumiał. Oskarżony twierdzi też, że nie wiedział ile dokładnie było tych osób, wszystkie siedziały za nim - na tylnych fotelach i w bagażniku, cudzoziemcy nie rozmawiali z nim.
Proces, w którym dwaj inni Uzbecy odpowiadają za pomocnictwo do nielegalnego przekroczenia granicy, ma być kontynuowany w czerwcu. Niewykluczone, że dojdzie wtedy do zamknięcia przewodu sądowego, a strony wygłoszą mowy końcowe.(PAP)
autor: Robert Fiłończuk
rof/ jann/