USA/ Mieszkańcy Fort Myers Beach opuszczają wyspę zdewastowaną przez huragan, który zabił na Florydzie 88 ludzi
Mieszkańcy Fort Myers Beach, a zwłaszcza jej części, Estero Island, z powodu zniszczeń w rezultacie wiatrów prędkości ponad 240 km/godz. i przekraczającej 3 m fali sztormowej, czują się coraz bardziej odizolowani. Gubernator Florydy, Ron DeSantis, określił Estero Island jako "Ground Zero", tak jak nazwano teren zbombardowanych wieżowców World Trade Center w Nowym Jorku.
"Przeżyliśmy. To czyni nas szczęśliwszymi, niż niektórych z naszych sąsiadów i jesteśmy za to wdzięczni. Ale jesteśmy zmęczeni, brudni i głodni. Nie mamy bieżącej wody. Kończy nam się jedzenie, które jeszcze nie zgniło. Nasze samochody są zniszczone. Nie dostarczono nam ani wody, ani jedzenia – cytuje Craiga Ruke dziennik "Miami Herald".
Na Estero Island nie ma też prądu i możliwości używania telefonów komórkowych.
"Ludzie nie zdają sobie sprawy z zakresu zniszczeń, dopóki nie wynurzą się ze swoich domów. Wtedy rozumieją, że nie ma sposobu, aby się tutaj utrzymać" – wyjaśnił gazecie Iggy Carroll z służb ratunkowych Miami Fire Rescue i Florida Task Force 2.
Coraz więcej mieszkańców opuszcza wyspę pieszo przez mosty, które zamknięte są od strony lądu by nie zakłócać działań ekipom ratowniczym. Buldożery i wywrotki usuwają gruz. Wyspę zalegają zwały błota. Wciąż trwają poszukiwania ewentualnych ocalałych z żywiołu, a także zwłok.
CNN, powołując się na lokalne władze, informuje w poniedziałek, że liczba śmiertelnych ofiar Iana wzrosła co najmniej do 88. Zdaniem DeSantisa ponad 1600 osób uratowano z huraganu w południowo-zachodniej i środkowej części Florydy.
Jak ocenia poweroutage.com, gromadząca, rejestrująca i sumująca dane o przerwach w dostawie prądu z zakładów energetycznych na całym świecie, w poniedziałek rano blisko 600 tys. domów, firm i innych odbiorców na Florydzie wciąż nie miało prądu. Wiele z nich pozbawionych jest bieżącej wody.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)
ad/ mal/