Ukraina/ Wolontariusze: bez większego wsparcia będziemy mierzyć się ze wzrostem przestępczości i poważnymi niepokojami społecznymi
"Pod względem społecznym sytuacja na obszarze całej Ukrainy jest krytyczna, trudniejsza nawet niż na początku wojny. Osoby, które zostały lub w coraz większej liczbie wracają, pozostają bez pracy. Ludzie, którzy uciekli z terenów okupowanych, nie mają niczego" – tłumaczy wolontariuszka.
"Europa musi zrozumieć, że jeśli nie wesprzemy tych osób podstawowymi środkami do życia, rozpoczną się kradzieże i bardzo poważne niepokoje społeczne" – dodaje.
Wolontariusze organizacji charytatywnej ESFIR zajmują się dostarczaniem potrzebującym pomocy humanitarnej oraz zaopatrywaniem żołnierzy i ochotników m.in. w sprzęt wojskowy, produkty higieniczne czy specjalną odzież.
W liczącym przed wojną 17 tys. mieszkańców Hostomelu coraz liczniej powracający mieszkańcy nadal uzależnieni są od rozdawanych przez wolontariuszy leków, środków czystości i jedzenia. Otwarta w dniu wyzwolenia miasta apteka codziennie dostarcza lokalnej społeczności niezbędne im środki. "Obecnie leków jest mniej, ponieważ część wysyłamy żołnierzom na front" – wyjaśnia PAP Sasza, założyciel punktu zaopatrującego mieszkańców Hostomela, Buczy i okolicznych wsi. "Mamy duże zapotrzebowanie na leki uspokajające, leki na serce czy różne maści na obolałe mięśnie" – wymienia Ania, pracująca w aptece wolontariuszka.
Trzeciego dnia po opuszczeniu miasta przez Rosjan w centrum Hostomela otworzono punkt wydawania mieszkańcom niezbędnej pomocy. "Od razu doprowadziliśmy do budynku wodę, żeby ludzie, w tym my, mogli wziąć tu prysznic" – opowiada PAP Ella z organizacji charytatywnej MY VDOMA. W magazynie znajdują się m.in. dostarczane z innych państw świata makarony, oleje, pampersy, szczoteczki do zębów czy mydła, które pakuje się w kartony i przekazuje mieszkańcom.
Pomoc udzielana jest regularnie także w większości miasteczek i wsi okalających Kijów. Wadym, 65-letni sołtys wsi Ozera, zarządza punktem wydającym mieszkańcom niezbędne środki higieniczne i w większości suche produkty spożywcze. Opowiada, że w czasie rosyjskiej okupacji żołnierze próbowali zmusić go do kolaboracji. "Przez około 16 godzin trzymali mnie z rękoma związanymi za plecami i przywiązanymi do sufitu. Gdy uwierzyli, że nie zamierzam im pomagać, puścili mnie wolno. Poza tym zachowywali się przyzwoicie, mieliśmy szczęście" – mówi.
"Ludzie zostali pozbawieni pracy i środków do życia, a jedzenie i leki to oczywiście podstawa. Z czasem ta pomoc z zagranicy osłabła, a duża jej część jest dziś kierowana na front. Potrzeby coraz liczniej wracających do domów cywilów muszą być jednak zaspokajane" – tłumaczy PAP Olga. "Boje się myśleć o tym, co może się dziać, gdy rodzicom zabraknie jedzenia, by nakarmić swoje dzieci" – dodaje. Z Hostomela Jakub Bawołek (PAP)
jbw/ tebe/