Lwowskie liceum zorganizowało naukę i zajęcia sportowe dla dzieci uchodźców
"Wojna rozpoczęła się 24 lutego, a 2 dni później w naszej szkole mieliśmy ponad 70 uchodźców. Pierwsi dotarli do nas z Charkowa i z Kijowa, teraz mamy też osoby z Kramatorska. Większość z nich to były matki z malutkimi dziećmi i dziećmi w wieku szkolnym. Najpierw tych dzieci były 25, potem 27, stale ich przybywało" - podkreśliła Luniowa i dodała, że "dzieci, które przyjechały do szkoły, były w dużym szoku i po traumie psychicznej, płakały, nie mogły się uspokoić".
Jak stwierdziła, kiedy dzieci było coraz więcej, to "pojawił się problem, który zmobilizował nas do podjęcia pewnych kroków. Dzieci przecież nie mogą cały dzień patrzeć w telefon lub na nim grać". "Wtedy postanowiliśmy, że będziemy prowadzili dla dzieci warsztaty z ceramiki, podczas których będą lepiły naczynia i zdobiły je ornamentami. Bardzo im się to spodobało" - powiedziała. "Potem uruchomiliśmy zajęcia sportowe, ponieważ mamy dużą sportową salę i nauczycieli, którzy sami są mistrzami sportu. Zorganizowaliśmy zajęcia z koszykówki, siatkówki, piłki ręcznej. Dzięki temu dzieci zapomniały, że uciekały przed wojną, czego najlepszym dowodem było to, że o godzinie ósmej rano do drzwi sali sportowej ustawiała się już kolejka" - podkreśliła.
Trenerka Olga Walejeriewna prowadzi w liceum zajęcia dla dzieci uchodźców z gier zespołowych. "Kiedy dzieci wchodzą do naszego liceum to o wszystkim zapominają. Nasza szkoła ma charakter sportowy, przed wojną też mieliśmy tu różne zajęcia sportowe. To miejsce kojarzy się ze sportem i z radością, więc kiedy tylko dzieci wchodzą do sali to od razu się cieszą" - powiedziała.
W ocenie Luniowej sytuacja, kiedy wróciła nauka zdalna, zmieniła się. "Postanowiliśmy włączyć dzieci uchodźców do nauki w naszej szkole. W praktyce wygląda to tak, że do obiadu uczą się razem z naszymi dziećmi online, a po południu wszyscy spotykają się w sali sportowej" - przekazała i dodała, że w organizacji pobytu dzieci uchodźców w szkole pomagali rodzice uczniów oraz lokalne fundacje i stowarzyszenia. "Jak dzieci uchodźców wyjeżdżały z naszej szkoły w inne miejsce, to wszyscy płakali, bo zawiązały się już pierwsze przyjaźnie, każdemu było trudno" - podsumowała. (PAP)
Ze Lwowa Agnieszka Gorczyca
ag/ mir/