W marcu brytyjski rząd zaproponował, by w bieżącym roku budżetowym, czyli od kwietnia, pracownicy NHS w Anglii dostali 1 proc. podwyżki. Zostało to fatalnie przyjęte zarówno przez nich, jak i opinię publiczną, mimo że byli jedyną grupą zawodową, dla której w ogóle przewidziano podwyżki. Z racji bowiem spowodowanego pandemią kryzysu finansów publicznych pozostałym pracownikom sektora publicznego zamrożono płace.

"Mimo szerszej pauzy płacowej w sektorze publicznym, pracownicy NHS słusznie otrzymali w tym roku podwyżkę płac w uznaniu ich nadzwyczajnych wysiłków. Poprosiliśmy niezależne organy ds. przeglądu wynagrodzeń o ich zalecenia i z przyjemnością przyjmuję je w całości, przyznając 3 proc. podwyżkę dla wszystkich pracowników, od lekarzy i pielęgniarek po sanitariuszy i portierów" - oświadczył nowy brytyjski minister zdrowia Sajid Javid.

Jak poinformował brytyjski rząd, podwyżka, która ma obowiązywać wstecznie od kwietnia, przełoży się na wzrost zarobków przeciętnej pielęgniarki o 1000 funtów rocznie, a w przypadku portierów czy personelu sprzątającego będzie to średnio 540 funtów.

Jednak mimo znaczącego skorygowania pierwotnej propozycji i zamrożonych wszystkich płac wszystkich innych pracowników sektora publicznego, związki zawodowe oraz organizacje pracowników służby zdrowia nadal uważają, że jest ona zupełnie niewystarczająca.

Związek zawodowy GMB określił ją jako "żałosną" i "obraźliwą", a Unite - jako "wysoce nieadekwatną". Z kolei organizacja pielęgniarek Royal College of Nursing (RCN) wskazuje, że podwyżka nie wyrówna nawet prognozowanej inflacji i w realnych kwotach ich zarobki spadną o 200 funtów. Pielęgniarki z RCN domagają się podwyżki o 12,5 proc.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

bjn/ jm/