Tłusty czwartek w strzeleckiej cukierni. Pączki dostaną wszyscy, ale swoje trzeba odczekać [ZDJĘCIA]
Od kilkunastu godzin cukiernicy pracują w pocie czoła, by usmażyć jak największą liczbę pączków. Dziś (08.02) swoje święto obchodzą wszystkie łasuchy, bo mamy tłusty czwartek.
W rodzinnej cukierni Izydorczyk ze Strzelec Opolskich pierwsze prace ruszyły wczoraj po godzinie 17.00. Najpierw trzeba było przygotować to, co najważniejsze, czyli ciasto drożdżowe.
- Na bieżąco brat je waży, a ojciec zawija w porcję, która później idzie do gerownika, żeby ciasto urosło, a następnie idzie do prasy i jest dzielone na 30 porcji - mówi Rafał Izydorczyk. - Z tego się robi pączki. Je się wyrzuca na stół, zmiata się wierzchnią warstwę mąki, nakłada się nadzienie i zawija się w rękach, żeby to nadzienie schować. Później znowu idą pączki te zawinięte do gerownika, żeby urosły i te urośnięte idą już do tłuszczu i smażyć. A później już dekoracje – mówi.
- Pączki na pewno dostaną wszyscy, a kierunek kolejki zależy od klientów - mówi Barbara Bicz, która sprzedaje gotowe wypieki. - W zeszłym roku ustawili się w stronę kościoła. Ja pytając jako sprzedawczyni, kiedy będę miała przerwę, myśląc gdzieś tam z tyłu głowy, pytając klientów, jak daleko jeszcze ci ludzie stoją, to cały czas mówią: nie ma końca, cały czas pod kościołem. Także patrzę na zegarek, jest godzina 13.00 i sobie myślę: dalej pod kościołem?
W cukierni od 45 lat pracuje pani Beata. Przyszła tam na szkolne praktyki i choć niebawem przechodzi na emeryturę, już zapowiada, że w tłusty czwartek przyjdzie i będzie pomagać smażyć pączki, bo po prostu to lubi.
- Kiedyś nie było z budyniem czy tam z nadzieniem adwokatowym, czy z bitą śmietaną, zawsze były tylko z marmoladą pączki. Szło bardzo, a teraz, że nastały takie nadzienia, to robimy takie, jakie są. Tradycyjny to jest pączek z marmoladą i tego najwięcej robimy – dodaje.
W tym roku w cukierni Izydorczyk usmażonych zostanie łącznie ponad 6000 pączków.
- Na bieżąco brat je waży, a ojciec zawija w porcję, która później idzie do gerownika, żeby ciasto urosło, a następnie idzie do prasy i jest dzielone na 30 porcji - mówi Rafał Izydorczyk. - Z tego się robi pączki. Je się wyrzuca na stół, zmiata się wierzchnią warstwę mąki, nakłada się nadzienie i zawija się w rękach, żeby to nadzienie schować. Później znowu idą pączki te zawinięte do gerownika, żeby urosły i te urośnięte idą już do tłuszczu i smażyć. A później już dekoracje – mówi.
- Pączki na pewno dostaną wszyscy, a kierunek kolejki zależy od klientów - mówi Barbara Bicz, która sprzedaje gotowe wypieki. - W zeszłym roku ustawili się w stronę kościoła. Ja pytając jako sprzedawczyni, kiedy będę miała przerwę, myśląc gdzieś tam z tyłu głowy, pytając klientów, jak daleko jeszcze ci ludzie stoją, to cały czas mówią: nie ma końca, cały czas pod kościołem. Także patrzę na zegarek, jest godzina 13.00 i sobie myślę: dalej pod kościołem?
W cukierni od 45 lat pracuje pani Beata. Przyszła tam na szkolne praktyki i choć niebawem przechodzi na emeryturę, już zapowiada, że w tłusty czwartek przyjdzie i będzie pomagać smażyć pączki, bo po prostu to lubi.
- Kiedyś nie było z budyniem czy tam z nadzieniem adwokatowym, czy z bitą śmietaną, zawsze były tylko z marmoladą pączki. Szło bardzo, a teraz, że nastały takie nadzienia, to robimy takie, jakie są. Tradycyjny to jest pączek z marmoladą i tego najwięcej robimy – dodaje.
W tym roku w cukierni Izydorczyk usmażonych zostanie łącznie ponad 6000 pączków.