Dwa razy napadał na bank w Czarnowąsach. Drugi się udał, bo groził... drewnem. Zapadł wyrok
Kiedy "zrobił" swój pierwszy napad na bank w Opolu - Czarnowąsach, to ludzie zaczęli się śmiać z jego scyzoryka i przegonili go grożąc nożyczkami. Po kilku miesiącach w lipcu 2020 roku wrócił do tej samej placówki, ale miał zrobioną z drewna atrapę broni. Udało mu się ukraść blisko 40 tysięcy złotych i 3 tysiące euro. Po kilkunastu godzinach był w rękach policji. Teraz Łukasz L. odpowiedział za usiłowanie rozboju i jego dokonanie. Groziło mu nawet 12 lat więzienia, ale po kilku godzinach procesu Sąd Okręgowy w Opolu skazał mężczyznę na 4 lata więzienia. Ma oddać również to, czego nie udało się odzyskać, czyli 35 tysięcy zł.
Oskarżony tłumaczył, że bardzo się zadłużył w bankach i u znajomych, a nie wpadł na lepszy pomysł niż napad na bank.
- Wpadłem w spiralę długów. Od jednego kolegi pożyczałem, żeby drugiego kolegę spłacić. Taki głupi pomysł mi przyszedł do głowy, że napadnę na bank. Nie udał się ten napad, a moje długi rosły. Chciałem otworzyć działalność, ale przyszła pandemia. Długi rosły, więc wpadł mi do głowy pomysł na napad w lipcu - mówił oskarżony Łukasz L.
Oskarżony dobrze znał bank, na który napadł, bo opłacał tam rachunki, a jego babcia mieszka obok. Mężczyzna na policji szczegółowo opowiedział o jednym, jak i drugim napadzie, a jego wyjaśnienia odczytała sędzia Małgorzata Marciniak.
- Jak wszedłem do banku to byłem sam. Wtedy od razu wyciągnąłem przedmiot. To był wyheblowany kawałek drewna, przypominającego broń i machnąłem nim. Ja w tym banku płacę rachunki, więc wiedziałem, gdzie ta pani trzyma pieniądze. Chcąc dostać się do sejfu odepchnąłem pracownice i powiedziałem "to napad" - odczytała wyjaśnienia oskarżonego sędzia Małgorzata Marciniak.
Funkcjonariusze w jego domu znaleźli pond 2 gramy marihuany, dlatego odpowiada również za posiadanie narkotyków. Oskarżony jest fryzjerem. Twierdzi, że się zadłużył bo potrzebował pieniędzy na operację nadgarstka, bez której nie mógł pracować. Dlatego - jak przyznał, w niedzielę wpadł na pomysł napadu, a w poniedziałek go zrealizował.
Zgodnie z wyrokiem sądu, mężczyzna ma również zapłacić 2 tysiące złotych pokrzywdzonej pracownicy banku. Decyzja opolskiego sądu okręgowego jest nieprawomocna.
- Wpadłem w spiralę długów. Od jednego kolegi pożyczałem, żeby drugiego kolegę spłacić. Taki głupi pomysł mi przyszedł do głowy, że napadnę na bank. Nie udał się ten napad, a moje długi rosły. Chciałem otworzyć działalność, ale przyszła pandemia. Długi rosły, więc wpadł mi do głowy pomysł na napad w lipcu - mówił oskarżony Łukasz L.
Oskarżony dobrze znał bank, na który napadł, bo opłacał tam rachunki, a jego babcia mieszka obok. Mężczyzna na policji szczegółowo opowiedział o jednym, jak i drugim napadzie, a jego wyjaśnienia odczytała sędzia Małgorzata Marciniak.
- Jak wszedłem do banku to byłem sam. Wtedy od razu wyciągnąłem przedmiot. To był wyheblowany kawałek drewna, przypominającego broń i machnąłem nim. Ja w tym banku płacę rachunki, więc wiedziałem, gdzie ta pani trzyma pieniądze. Chcąc dostać się do sejfu odepchnąłem pracownice i powiedziałem "to napad" - odczytała wyjaśnienia oskarżonego sędzia Małgorzata Marciniak.
Funkcjonariusze w jego domu znaleźli pond 2 gramy marihuany, dlatego odpowiada również za posiadanie narkotyków. Oskarżony jest fryzjerem. Twierdzi, że się zadłużył bo potrzebował pieniędzy na operację nadgarstka, bez której nie mógł pracować. Dlatego - jak przyznał, w niedzielę wpadł na pomysł napadu, a w poniedziałek go zrealizował.
Zgodnie z wyrokiem sądu, mężczyzna ma również zapłacić 2 tysiące złotych pokrzywdzonej pracownicy banku. Decyzja opolskiego sądu okręgowego jest nieprawomocna.