Nad Jeziorem Otmuchowskim brakuje służb ratunkowych. W kryzysowych sytuacjach pomagają właściciele ośrodków
Nad Jeziorem Otmuchowskim brakuje policjantów wodnych i ratowników. Kiedy dochodzi do niebezpiecznych zdarzeń pomocy udzielają WOPR-owcy z Nysy, a także osoby prywatne, między innymi dzierżawcy okolicznych ośrodków wypoczynkowych.
- Niebezpiecznie jest szczególnie w weekendy, kiedy nad wodą wypoczywa duża liczba turystów - mówi Damian Płaczek, właściciel ośrodka Grek nad Jeziorem Otmuchowskim, ochotnik, który bierze udział w akcjach ratowniczych. - Zawsze, jak coś się dzieje, dzwonimy do siebie, czy nie trzeba pomóc. Ja jestem tutaj zawsze osiągalny. Są różne sytuacje: żaglówka się wywróci, rowerek komuś zniesie. Policja nawet o niektórych sytuacjach nie wie. Kiedyś się stanie jakaś tragedia, wtedy ktoś się obudzi, że coś się stało w Otmuchowie.
Problem zauważają też ratownicy, którzy stacjonują nad Jeziorem Nyskim. Jak zaznacza Jarosław Białochławek, szef i policjant, tylko dzięki szybkiej reakcji właścicieli ośrodków w Otmuchowie nie doszło jeszcze do tragedii. Na dojazd z Nysy nad otmuchowski akwen z łodzią ratunkową WOPR-owcy potrzebują około godziny.
- W tym sezonie tylko kilka osób pełni weekendowe dyżury społeczne w okolicy miejscowości Ścibórz - mówi Jarosław Białochławek. - Nie ma podpisanej umowy z miastem, bo miasto ma w zabezpieczeniu skuter wodny. Użytkuje go Ochotnicza Straż Pożarna. W ten sposób wypełnia obowiązek planowy, że ratownictwo wodne nad jeziorem jest. Działają tam policjanci z ogniwa wodnego, ale nie ma możliwości na razie przebazowania tam łodzi. Gdyby się coś działo, to my musimy przejechać na ten zbiornik, przewozić swój sprzęt. Na razie nie zapowiada się, żeby oddział WOPR-u tam powstał.
Były już plany stworzenia ogniwa WOPR w Otmuchowie, ale nie ma chętnych, którzy chcieliby pełnić służbę nad jeziorem. Jak zaznacza burmistrz Otmuchowa Jan Woźniak, gmina posiada miejsce, ale problemem są braki kadrowe.
- Nam są potrzebni ludzie, ale nie ci, którzy przyjadą do nas "z importu", czyli z Nysy, bądź z innego miejsca. Nie możemy tworzyć czegoś, co już jest. Niech to będzie pod jednymi auspicjami, niech to będzie pod jednym zarządem, ale niech to będą profesjonaliści, ludzie, którzy będą potrzebni dla bezpieczeństwa ludzi, a nie tylko figuranci.
Od kilku lat nad akwenem działa posterunek policji. Funkcjonariusze zajmują się jednak bezpieczeństwem w okolicach jeziora, nie interwencjami na samej wodzie.
Problem zauważają też ratownicy, którzy stacjonują nad Jeziorem Nyskim. Jak zaznacza Jarosław Białochławek, szef i policjant, tylko dzięki szybkiej reakcji właścicieli ośrodków w Otmuchowie nie doszło jeszcze do tragedii. Na dojazd z Nysy nad otmuchowski akwen z łodzią ratunkową WOPR-owcy potrzebują około godziny.
- W tym sezonie tylko kilka osób pełni weekendowe dyżury społeczne w okolicy miejscowości Ścibórz - mówi Jarosław Białochławek. - Nie ma podpisanej umowy z miastem, bo miasto ma w zabezpieczeniu skuter wodny. Użytkuje go Ochotnicza Straż Pożarna. W ten sposób wypełnia obowiązek planowy, że ratownictwo wodne nad jeziorem jest. Działają tam policjanci z ogniwa wodnego, ale nie ma możliwości na razie przebazowania tam łodzi. Gdyby się coś działo, to my musimy przejechać na ten zbiornik, przewozić swój sprzęt. Na razie nie zapowiada się, żeby oddział WOPR-u tam powstał.
Były już plany stworzenia ogniwa WOPR w Otmuchowie, ale nie ma chętnych, którzy chcieliby pełnić służbę nad jeziorem. Jak zaznacza burmistrz Otmuchowa Jan Woźniak, gmina posiada miejsce, ale problemem są braki kadrowe.
- Nam są potrzebni ludzie, ale nie ci, którzy przyjadą do nas "z importu", czyli z Nysy, bądź z innego miejsca. Nie możemy tworzyć czegoś, co już jest. Niech to będzie pod jednymi auspicjami, niech to będzie pod jednym zarządem, ale niech to będą profesjonaliści, ludzie, którzy będą potrzebni dla bezpieczeństwa ludzi, a nie tylko figuranci.
Od kilku lat nad akwenem działa posterunek policji. Funkcjonariusze zajmują się jednak bezpieczeństwem w okolicach jeziora, nie interwencjami na samej wodzie.