Przy ocenie zaangażowania Polski w inwazję na Czechosłowację trzeba oczywiście pamiętać, że decyzja ta zapadła arbitralnie na szczeblach partyjnych władz.
Jeden z komentatorów po latach napisał, że 21 sierpnia 1968 roku do Czechosłowacji nie wkroczyło Wojsko Polskie, a siły zbrojne sowieckiego wasala. Żaden Polak nie miał wpływu na ich wysłanie.
Zdecydowana większość żołnierzy wykonywała rozkazy starając się nie poczynić sąsiadom większych szkód. Znaleźli się jednak, jak w każdej zbiorowości ludzkiej i przy każdej okazji i tacy, którzy dostrzegli wówczas szansę na swoje pięć minut. Ujawnili się też i tacy, którzy poczuli się po prostu zwolnieni z kontroli norm cywilizowanego świata.
Rozważenia wymaga natomiast fakt, czy taka inwazja i udział w niej Polski była w ogóle legalna i czy jej inspiratorzy nie powinni byli ponieść za nią kary? Jedno wiemy dziś na pewno, że kary nikt nie poniósł, a wręcz przeciwnie: były awanse zarówno wojskowych, jak i partyjnych działaczy. Operację „Dunaj” uznano bowiem w wewnętrznych kręgach partyjno-militarnych za pełen sukces.
Oczywistym jest, że Sowieci dysponowali potencjałem militarnym, który pozwalał im na samodzielne przeprowadzenie tej operacji. Wcale jednak nie palili się do niej, bo mimo wszystko szkody wizerunkowe były wielkie. Siły zbrojne satelitów, zaangażowali więc, by nieco rozmyć odpowiedzialność za tę karna wyprawę, by móc propagandowo wykorzystać rzekomy consensus w obozie socjalistycznym, co do potrzeby zaniesienia tzw. „bratniej pomocy”.
Tu jednak docieramy do pewnej nadgorliwości ekipy tworzącej ówczesną wierchuszkę partyjno-państwową PRL. To właśnie peerelowskie Ministerstwo Obrony Narodowej, kierowane przez dyspozycyjnego wobec Moskwy gen. Wojciecha Jaruzelskiego wystawiło przecież najliczniejszy kontyngent. Jednostki polskie okupowały w sumie obszar 20 tys. kilometrów kwadratowych.
Interwencja i obecność polskich żołnierzy pozostawiła ślad w historii, a także w pamięci, głównie mieszkańców dzisiejszych Czech. Inwazja 1968 roku odbiła się również w czeskiej kulturze. Do dziś żywa i pamiętana jest choćby twórczość Karela Kryla, określanego mianem barda „Czeskiej wiosny”. Jego pierwszy album, wydany w rok po inwazji, pod tytułem „Bratříčku, zavírej vrátka”, jest zapisem traumy jaką stało się dla Czechów i Słowaków zbrojne podeptanie ich nadziei na wolność. Tytułowy utwór zawiera m.in. następującą strofę, tu w tłumaczeniu Jan Krzysztof Kelusa:
„Nie bój się, braciszku nikt w strachy nie wierzy
Jesteś już za duży, to tylko żołnierzy
Przywieźli w zielonych kanciastych ciężarówkach”
Losy samego Kryla bardzo są przy tym zbliżone do losów wielu polskich artystów i działaczy podziemia, którzy nie chcieli zgodzić się na los krajów oddanych we władanie Moskwy. Kryl od 1969 roku przebywał na emigracji politycznej w Niemczech. Współpracował z radiem Wolna Europa. Do Czech wrócił dopiero w 1989, w czasie aksamitnej rewolucji, ale nie spodobało mu się to co zastał, więc znowu wyjechał….
Wracając jednak do polskiego udziału w inwazji z 1968 roku warto podkreślić, że pozostała ona niestety w pamięci Czechów i Słowaków o czym przypominają im takie piosenki, jak ta powstała w czasie, gdy polskie czołgi przekraczały granicę:
„A kobieta przerażona patrzy zza firanki
W Hradcu Kralowym, w Hradcu Kralowym stoja polskie tanki
Była wolność i swoboda, była demokracja,
W Hradcu Kralowym, w Hradcu Kralowym polska okupacja”.