Co do tego, że centrum decyzyjne, w którym postanowiono o zbiorowym najechaniu na Czechosłowację, znajdowało się w Moskwie, nie ma wątpliwości. Analiza relacji i dokumentów pokazuje jednak – i nie jest to z pewnością powód do dumy – że rolę „głównego jastrzębia” odgrywał I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka.
Sowieci wykazywali w tej sprawie spore niezdecydowanie, które za wszelką cenę wspomniany starał się przełamać. Czego bał się Gomułka? W dużym skrócie: rozprzestrzenienia się czegoś, co nazywał nowym rodzajem kontrrewolucji.
Uznawał Polskę i Czechosłowację za system naczyń połączonych, w czym zresztą miał trochę racji, bo wiele środowisk w obu krajach w 1968 roku wcześniej i później wzajemnie się inspirowało. Z jednej strony wystąpienia studenckie w Polsce były sygnałem, że można domagać się większej swobody na ulicach, z drugiej strony Praska Wiosna wskazywała z kolei, że również po linii partyjnej da się skutecznie zawalczyć o większą suwerenność.
Gomułka kilkukrotnie podczas narad partyjnych, także tych z udziałem przedstawicieli innych partii bloku wschodniego, wyrażał głośno obawę, że w konsekwencji przemian sąsiedni kraj mógłby obrać drogę neutralności, a nawet pozostając przy deklarowanym socjalizmie wystąpić z Układu Warszawskiego i osłabić jedność bloku. A wtedy, jego zdaniem, Zachód mógłby wykorzystać okazję i wymusić połączenie dwóch państw niemieckich w jedno silne państwo, niekontrolowane przez sterników ze Wschodu. Tym samym powstałaby potężna luka na wschodnich rubieżach obozu socjalistycznego.
Gomułka uważał też pełną solidarność i zwartość obozu wschodniego za gwarancję dla zachodnich granic Polski na Odrze i Nysie oraz że tylko dzięki poparciu Breżniewa uzyska dla nich zachodnioniemieckie gwarancje.
Oczywistym jest, że walcząc o powrót zbłąkanej czechosłowackiej owieczki do stada, walczył również o swoją pozycję. Miał bowiem za plecami grupę tzw. partyzantów Moczara, trwającą falę wymuszonych emigracji Żydów i na dokładkę pacyfikowanie boleśnie wrzenia w środowiskach artystycznych i studenckich.
Nie potrzeba mu było tuż za granicą żywego przykładu, że możliwy jest socjalizm z ludzką twarzą i szukanie trzeciej drogi. I jest to wielki paradoks, bo przecież w 1956 roku sam też doszedł do władzy, kwestionując stalinowski zamordyzm.
Pokazuje to jednak drogę, jaką Gomułka przeszedł w ciągu tych 12 lat. Od wielkiej nadziei społeczeństwa po rolę pryncypialnego strażnika socjalizmu.
Oczywiście nie można mówić, że to wyłącznie nieprzejednana postawa Gomułki doprowadziła do interwencji w Czechosłowacji. Miał za sobą z pewnością Ulbrichta i Żiwkowa, kierujących partiami w Niemczech Wschodnich i Bułgarii. Ale miał też i opozycję – Kádár, pamiętający rewolucję 1956 roku na Węgrzech, daleki był od pochopnych kroków. Niemniej jednak należy przypuszczać, że Moskwa nie przyglądałaby się tak czy inaczej bezczynnie rozwojowi sytuacji w Czechosłowacji.
Wiadomo też, że przygotowania wojskowe do operacji militarnej zaczęły się dużo wcześniej. Jeden z polskich oficerów, służących w Krośnie Odrzańskim, relacjonował, że już 8 maja wszystkie pododdziały jego pułku, pod pozorem ćwiczeń, przesunięte zostały w rejon nadgraniczny, w okolice Dzierżoniowa, gdzie tkwiły do samego dnia interwencji.
Dla polskiego wojska operacja zaczęła się 20 sierpnia o 23:50. Jako pierwsi granicę przekroczyli żołnierze 1 Batalionu Szturmowego, następnie przez otwarte przejścia graniczne przetoczyły się czołgi 10 i 11 Dywizji Pancernej.