US Open - Fręch: mój organizm potrzebuje odpoczynku
"Mój organizm potrzebuje odpoczynku" - przyznała Magdalena Fręch po porażce z Kanadyjką Rebeccą Marino 2:6, 3:6 w pierwszej rundzie wielkoszlemowego turnieju tenisowego US Open w Nowym Jorku. "Nie reagowałam odpowiednio na to, co działo się na korcie. Był dla mnie za mały" - dodała.
Dwa miesiące temu 24-letnia łodzianka dobrze spisała się w Wimbledonie, gdzie doszła do trzeciej rundy. Jej obiecująca postawa w Londynie oraz fakt, że wygrała dwa wcześniejsze pojedynki z Marino pozwalał myśleć o dobrym wejściu w turniej, w którym jeszcze nigdy nie udało jej się dojść do drugiej rundy.
W pierwszym secie wyrównany był jednak tylko początek, a później gra Polki pozostawiała wiele do życzenia.
"To nie przeciwniczka mnie zaskoczyła, tylko ja sama siebie zaskoczyłam. Nie reagowałam odpowiednio na to, co działo się na korcie. Odczuwałam niepewność i to nie pozwalało mi rozbudować swojej gry lub nawet utrzymać piłki w korcie. To narastało i im dalej w mecz, tym rywalka zdobywała przewagę. Wiadomo, że jak się ma wynik pod kontrolą, to zupełnie inaczej się gra niż jak jest równo. Za szybko mi +odjechała+ na początku i to później miało swoje konsekwencje" - relacjonowała na pomeczowej konferencji prasowej Fręch.
W drugim secie było nieco lepiej, bo Polka przełamała Marino już w gemie otwarcia, a w piątym - przy stanie 3:1 - prowadziła 30:15. "Choć nie czułam się dziś na korcie dobrze, to wtedy wierzyłam, że uda mi się odwrócić losy pojedynku" - wskazała.
Wtedy jednak znowu coś zacięło w jej grze - przegrała pięć kolejnych gemów i odpadła z turnieju.
"Tak naprawdę kort był dla mnie za mały. Moje reakcje też były spóźnione. Po prostu nie byłam sobą na korcie" - dodała.
Zaraz po meczu tenisistka wymieniła kilka słów ze swoim trenerem, który w kluczowych momentach starał się udzielać jej rozmaitych wskazówek, np. domagał się większej częstotliwości serwisu na ciało rywalki.
"Tak na gorąco nie rozmawialiśmy na temat gry czy taktyki, tylko tego, jak to wszystko ogólnie wyglądało. Ja nie martwiłam się, jak i gdzie posłać piłkę tylko, czy zdołam ją zmieścić w korcie. Nie tędy droga, jeśli się chce wygrać spotkanie w Wielkim Szlemie" - powiedziała krytycznie.
Mimo iż łodziance podoba się w Nowym Jorku i na US Open - z trybun wspierało ją trzyosobowe grono przyjaciół - to nie zamierza oglądać dalszej części zmagań. Wraca do Polski już we wtorek, ale zanim wsiądzie na samolot postara się jeszcze obejrzeć na żywo mecz Igi Świątek.
W kraju czeka ją moment tak bardzo potrzebnego oddechu od tenisa.
"Odczuwam zmęczenie całym sezonem. Jednak trochę za dużo było ostatnio grania i na pewno w przyszłości będziemy zupełnie inaczej planować starty. Tydzień po tygodniu, cały czas mecze i praktycznie brak treningów, bo nie ma kiedy. Podczas meczów nie jest się w stanie poprawiać pewnych elementów, więc na pewno to zawiodło. Od Wimbledonu wszystko się nawarstwiało, bo cały czas tylko gra i gra. A to odbija się później na motywacji i na zdrowiu. Na szczęście obyło się bez kontuzji, aczkolwiek organizm wyraźnie potrzebuje odpoczynku. Chcę się teraz przede wszystkim zresetować" - podsumowała Fręch.
Z Nowego Jorku dla PAP - Tomasz Moczerniuk
W pierwszym secie wyrównany był jednak tylko początek, a później gra Polki pozostawiała wiele do życzenia.
"To nie przeciwniczka mnie zaskoczyła, tylko ja sama siebie zaskoczyłam. Nie reagowałam odpowiednio na to, co działo się na korcie. Odczuwałam niepewność i to nie pozwalało mi rozbudować swojej gry lub nawet utrzymać piłki w korcie. To narastało i im dalej w mecz, tym rywalka zdobywała przewagę. Wiadomo, że jak się ma wynik pod kontrolą, to zupełnie inaczej się gra niż jak jest równo. Za szybko mi +odjechała+ na początku i to później miało swoje konsekwencje" - relacjonowała na pomeczowej konferencji prasowej Fręch.
W drugim secie było nieco lepiej, bo Polka przełamała Marino już w gemie otwarcia, a w piątym - przy stanie 3:1 - prowadziła 30:15. "Choć nie czułam się dziś na korcie dobrze, to wtedy wierzyłam, że uda mi się odwrócić losy pojedynku" - wskazała.
Wtedy jednak znowu coś zacięło w jej grze - przegrała pięć kolejnych gemów i odpadła z turnieju.
"Tak naprawdę kort był dla mnie za mały. Moje reakcje też były spóźnione. Po prostu nie byłam sobą na korcie" - dodała.
Zaraz po meczu tenisistka wymieniła kilka słów ze swoim trenerem, który w kluczowych momentach starał się udzielać jej rozmaitych wskazówek, np. domagał się większej częstotliwości serwisu na ciało rywalki.
"Tak na gorąco nie rozmawialiśmy na temat gry czy taktyki, tylko tego, jak to wszystko ogólnie wyglądało. Ja nie martwiłam się, jak i gdzie posłać piłkę tylko, czy zdołam ją zmieścić w korcie. Nie tędy droga, jeśli się chce wygrać spotkanie w Wielkim Szlemie" - powiedziała krytycznie.
Mimo iż łodziance podoba się w Nowym Jorku i na US Open - z trybun wspierało ją trzyosobowe grono przyjaciół - to nie zamierza oglądać dalszej części zmagań. Wraca do Polski już we wtorek, ale zanim wsiądzie na samolot postara się jeszcze obejrzeć na żywo mecz Igi Świątek.
W kraju czeka ją moment tak bardzo potrzebnego oddechu od tenisa.
"Odczuwam zmęczenie całym sezonem. Jednak trochę za dużo było ostatnio grania i na pewno w przyszłości będziemy zupełnie inaczej planować starty. Tydzień po tygodniu, cały czas mecze i praktycznie brak treningów, bo nie ma kiedy. Podczas meczów nie jest się w stanie poprawiać pewnych elementów, więc na pewno to zawiodło. Od Wimbledonu wszystko się nawarstwiało, bo cały czas tylko gra i gra. A to odbija się później na motywacji i na zdrowiu. Na szczęście obyło się bez kontuzji, aczkolwiek organizm wyraźnie potrzebuje odpoczynku. Chcę się teraz przede wszystkim zresetować" - podsumowała Fręch.
Z Nowego Jorku dla PAP - Tomasz Moczerniuk