Gwiazdor serialu „Gwiezdne wojny: Akolita” opowiedział, jakim megalomanem jest Tom Cruise
Z każdą kolejną rolą popularność Manny’ego Jacinto rośnie. Można było go zobaczyć m.in. w serialach „Dobre miejsce” oraz „Dziewięcioro nieznajomych” jednak przełom nastąpił dzięki produkcji Disneya i Lucasfilmu: „Gwiezdne wojny: Akolita”. Wcielił się tam w lorda Sith Qimira. W efekcie postać ta została szybko określona jako najseksowniejsza w całych „Gwiezdnych wojnach”.
Szansą na pokazanie się Jacinto na dużym ekranie było też widowisko „Top Gun: Maverick”, w którym zagrał lotnika Billy’ego „Fritza” Avalone’a. Miał w nim kilka kwestii mówionych jednak dopiero w trakcie premiery filmu odkrył, że wszystkie zostały wycięte. W filmie pojawia się więc na krótkie chwile na drugim planie i z łatwością można ten występ przegapić.
„Pochlebia mi, że fani się oburzyli, ale dla mnie to nie było szokujące. Na planie było wyraźnie widać, w jaką stronę zmierza ta produkcja. Widziałem, że kamera skupia się bardziej na innych postaciach, a nami się nie interesowała. Na szczęście to nadal było wspaniałym przeżyciem. Można było podpatrzeć jak działa ta wielka maszyna i jak pracuje Tom Cruise. Być częścią tej dużej franczyzy. No i napędziło to moją determinację, bo uświadomiłem sobie, że Tom Cruise pisze historie dla Toma Cruise’a. I że tylko od nas – Amerykanów azjatyckiego pochodzenia – zależy, dokąd dojdziemy. Nie możemy czekać na to, aż ktoś zrobi to za nas. Jeśli chcemy być częścią dużej historii, sami musimy do tego dążyć” – przekonuje Jacinto w rozmowie z magazynem „GQ”.
O udziale w „Top Gun: Maverick” Jacinto opowiadał wcześniej w filipińskich mediach. „Trochę czujesz się niczym superbohater. To niesamowite uczucie, bo podczas zdjęć spotykasz ludzi z marynarki wojennej, ludzi z lotnictwa. I spora ich liczba to Filipińczycy. Reprezentować ich na ekranie wiele dla mnie znaczyło” – mówił. (PAP Life)
kal/moc/