"Słowa premiera niczego nie zmieniają. Potrzeba czynów". Rolnicy blokują drogi obok Dobrodzienia
Kolejny dzień rolnicy z gminy Dobrodzień i powiatu oleskiego blokują skrzyżowanie drogi krajowej 46 i wojewódzkiej 901 tuż przy granicy miasta.
Postulaty są niezmienne - stop dla unijnej polityki Zielonego Ładu, wstrzymanie importu artykułów rolno-spożywczych z Ukrainy oraz nieograniczanie hodowli zwierząt.
Joachim Ptok, przewodniczący protestu rolników w gminie Dobrodzień, mówi, że w jego gospodarstwo najbardziej uderza cena zboża.
- Nie okłamujmy się, bo rolnicy już nie wiedzą, co z nim zrobić ze względu na pełne magazyny. Ja sam mam ponad 200 ton pszenicy i nie mam pojęcia, co z nimi zrobić. Nie oddam tego za 600 złotych. Będziemy dogadywać się z gospodarstwami rybackimi, wysypiemy nawet za darmo, ale nie oddamy tego za grosze. Miasto może nas trochę nie rozumieć, ale gdyby tam ludzie zarabiali dzisiaj połowę tego, co mają dzisiaj, również by wyszli na ulice.
Jeden z protestujących podkreśla, że wczorajsze spotkanie premiera Donalda Tuska z rolnikami w Morągu niczego nie zmienia.
- Jeden rolnik powiedział panu Tuskowi, że to są jedynie deklaracje i one nic nie zmieniają. Potrzebne są czyny, a nie słowa. Dopiero po czynach coś zobaczymy. Przed wyborami były obietnice i w ciągu jednego dnia mogli jeździć z miejsca na miejsce. Teraz premier był tylko w jednym miejscu, więc na razie jest śmiech na sali.
Kolejny rolnik ocenia, że dla jego gospodarstwa najgorszy jest Zielony Ład.
- My - jako malutka Europa - nie uratujemy całego świata. Nie ma takiej możliwości. Trzeba by zacząć od krajów wysoko rozwiniętych typu Chiny, Stany Zjednoczone czy Brazylia - tam by trzeba było uderzyć. Co do ugorowania, nie powinno być tego obowiązku. To tak, jak gdyby ciężarówce odkręcić jedno koło i niech jedzie sobie dalej, a jedno koło niech sobie wisi luźno.
Protestujący zapewniają, że ich akcja będzie trwać do skutku i nie zabraknie im motywacji.
Joachim Ptok, przewodniczący protestu rolników w gminie Dobrodzień, mówi, że w jego gospodarstwo najbardziej uderza cena zboża.
- Nie okłamujmy się, bo rolnicy już nie wiedzą, co z nim zrobić ze względu na pełne magazyny. Ja sam mam ponad 200 ton pszenicy i nie mam pojęcia, co z nimi zrobić. Nie oddam tego za 600 złotych. Będziemy dogadywać się z gospodarstwami rybackimi, wysypiemy nawet za darmo, ale nie oddamy tego za grosze. Miasto może nas trochę nie rozumieć, ale gdyby tam ludzie zarabiali dzisiaj połowę tego, co mają dzisiaj, również by wyszli na ulice.
Jeden z protestujących podkreśla, że wczorajsze spotkanie premiera Donalda Tuska z rolnikami w Morągu niczego nie zmienia.
- Jeden rolnik powiedział panu Tuskowi, że to są jedynie deklaracje i one nic nie zmieniają. Potrzebne są czyny, a nie słowa. Dopiero po czynach coś zobaczymy. Przed wyborami były obietnice i w ciągu jednego dnia mogli jeździć z miejsca na miejsce. Teraz premier był tylko w jednym miejscu, więc na razie jest śmiech na sali.
Kolejny rolnik ocenia, że dla jego gospodarstwa najgorszy jest Zielony Ład.
- My - jako malutka Europa - nie uratujemy całego świata. Nie ma takiej możliwości. Trzeba by zacząć od krajów wysoko rozwiniętych typu Chiny, Stany Zjednoczone czy Brazylia - tam by trzeba było uderzyć. Co do ugorowania, nie powinno być tego obowiązku. To tak, jak gdyby ciężarówce odkręcić jedno koło i niech jedzie sobie dalej, a jedno koło niech sobie wisi luźno.
Protestujący zapewniają, że ich akcja będzie trwać do skutku i nie zabraknie im motywacji.