Straty firmy to ponad 5 mln 300 złotych. Zakład uruchomił już znaczną część urządzeń i wznowił produkcję. Czeka na pieniądze od ubezpieczyciela.
- Uruchamialiśmy piec po piecu, linia po linii. Obecnie potrzebujemy jeszcze wielu inwestycji - wyjaśnia prezes firmy Andrzej Chomyszczak. - Dopiero mamy uruchomione partery, natomiast pomieszczenia, które były zalane w piwnicy, to jest efekt kilku miesięcy. Wczoraj (14.11) uruchomiliśmy po dwóch miesiącach naszą kotłownię. Co do pozostałych maszyn, które były zalane, w dalszej części będziemy je albo naprawiać, albo kupować nowe, natomiast musimy czekać na zwrot pieniędzy od ubezpieczyciela. - Dotychczas otrzymaliśmy 1 mln złotych z ZUS i 900 tys. złotych zaliczki od ubezpieczyciela. Chcielibyśmy się dalej rozwijać, modernizować, jednak musimy czekać - dodał prezes Cukrów Nyskich.
Zaraz po powodzi ruszyło planowanie zabezpieczenia firmy przed kolejnym kataklizmem. Została powołana specjalna komisja i rozpoczęto kupowanie sprzętu. - Wiemy także z czym się "zderzymy", jeśli chodzi o ubezpieczycieli - tłumaczy Chomyszczak. - Już padają sygnały, że po pierwsze polisy urosną o 50%, po drugie nikt nie będzie chciał ubezpieczać od powodzi. Działania, które podejmujemy, to na pewno postawienie zapór na bramach wjazdowych, na pewno będą również zabezpieczenia w postaci wyciągnięcia kotłowni. Myślę, że to będzie czerwiec, lipiec, kiedy będziemy mieli tak zwaną kotłownię kontenerową. Identyczną decyzję podejmujemy, jeśli chodzi o rozdzielnię prądu.
Cukry pod koniec września wzięły udział w targach ISM w Dubaju. Są pierwsze efekty nawiązanych kontaktów. - Wysyłamy w tej chwili nasze oferty cenowe, nasze próbki wyrobów. Obecnie rozpoczynamy też negocjacje dotyczące analizy transportowej, kosztów przewozu z trzema największymi klientami z Kataru, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, jak również z Kuwejtu.
Dodajmy, że mimo własnych trudności, zakład wspomógł nyskich strażaków w wyjeździe na Mistrzostwa Świata Strażaków w Nashville.