Trzeba tu podkreślić, że w tamtym czasie 1 maja nie kojarzył się z komunistycznym pochodem, jakie niektórzy z nas jeszcze pamiętają z czasów PRL. Tamte manifestacje miały charakter narodowy, brali w nich udział także księża i polskie parafialne organizacje ze swoimi licznymi sztandarami. Przypominało to raczej procesję na Boże Ciało.
Datę wybrano nieprzypadkowo, bo już od 1889 r. 1 maja obchodzono jako święto solidarności ludzi pracy, a polski ruch niepodległościowy na Górnym Śląsku miał przecież zdecydowanie robotniczy czy też ludowy charakter. Robotniczy, ale nie rewolucyjny w dzisiejszym rozumieniu. Wówczas kwestie społeczne odkładano na później, licząc że Ojczyzna nie będzie krzywdzić swoich obrońców. Z pewnością występowało coś w rodzaju idealizowania od setek lat wyczekiwanej Polski - taki jakby efekt szklanych domów z „Przedwiośnia” Żeromskiego.
1 maja 1919 roku 200 tysięcy ludzi demonstrowało polskość na ulicach i nie spodobało się to niemieckim władzom, które zareagowały falą represji i aresztowań, a to z kolei wzmogło chęć oporu. W POW Górnego Śląska zapadła decyzja o wybuchu powstania. Datę ustalono na 22 czerwca 1919 r., ale do powstania nie doszło. Władze w Warszawie uważały, że kolejne wystąpienie zbrojne może na arenie międzynarodowej zaszkodzić sprawie polskiej. Z perspektywy uczestników konferencji pokojowej w Wersalu mogło to wyglądać na to, że Polacy nie mają zaufania do aliantów i wolą swoje problemy rozwiązywać zbrojnie.
"Proszę na wszystko, użyjcie wszelkiego wpływu, wszelkich środków dla powstrzymania ludu od szaleństwa. Jakikolwiek krok nierozważny może być przyczyną zguby. Na drodze pokojowej osiągniemy najwięcej" - pisał Ignacy Paderewski 25 maja 1919 r. z Paryża do warszawskiego rządu.
Pod takimi naciskami POW Górnego Śląska odwołała powstanie, ale nie wszędzie kurierzy dotarli na czas. Rozkaz odwołujący powstanie nie dotarł do Dziergowic w powiecie kozielskim. Tamtejszy oddział POW wystawił 80-osobową kompanię powstańczą, która przekroczyła Odrę i ruszyła na Koźle. Dopiero rankiem 22 czerwca powstańców dogonił kurier ze sztabu POW, przywożąc rozkaz rozwiązania oddziału i powrotu do konspiracji. Powstańcy zdążyli już w tym czasie stoczyć potyczkę z niemieckim patrolem, więc powrót do konspiracji był trudny, dlatego wielu z nich zdecydowało się na ucieczkę na terytorium Polski, głównie do Zagłębia.
Kilka dni przed planowanym wybuchem powszechnego powstania na Śląsku, w początkach czerwca w okolicach Olesna, polscy konspiratorzy rozpoczęli powstańczą akcję na własną rękę.
Tego powstania nie zalicza się do powstań śląskich, które miały charakter masowy, chyba dlatego, że nie było ono autoryzowane przez POW Górnego Śląska, ani żadną organizację. Co ciekawe od oleskiego powstania zdecydowanie odciął się bytomski Komisariat Naczelnej Rady Ludowej, który nazwał je akcją komunistów, albo spontanicznym zrywem zniecierpliwionej ludności powiatu oleskiego.
Jednak plan działania powstańców oleskich jako żywo przypomina to co później wydarzyło się na większą skalę w trzecim powstaniu śląskim. Plan zakładał równoczesne odcięcie łączności telefonicznej i kolejowej powiatu oleskiego z sąsiednimi powiatami. Planowano wysadzenie dwóch mostów, atak na niemiecką baterię i opanowanie kluczowych punktów powiatu. Liczono, że w wypadku powodzenia, powstańców wesprze polskie wojsko zza Prosny.
W nocy z 7 na 8 czerwca 1919 r. autorzy tego planu - miejscowi polscy liderzy: ksiądz Paweł Kuczka – proboszcz w Wysokiej, Walentyn Sojka – robotnik z Łowoszowa, polski ziemianin z Olesna Laskowski, murarz z Olesna - Franciszek Grobelny i robotnik z Zębowic - Augustyn Koj, zwołali do lasu koło Łowoszowa, około 5 km na zachód od Olesna oddział liczący blisko 300 osób.
Powstańcy zamierzali zdobyć broń w leśniczówce koło Łowoszowa, gdzie według ich informacji mieścił się tajny skład broni niemieckich bojowców. Leśniczówkę zdobyto, ale broni nie znaleziono, toteż oddział był zmuszony się rozejść. Ostatecznie udało się tylko przeciąć kable telefoniczne i zaminować most pod Sowczycami. Część powstańców uciekła przez pobliską granicę do Polski.
Nie obyło się bez represji. Oleski landrat von Deines zaalarmował rejencję w Opolu, a ta z kolei komendę 6 Korpusu Armii we Wrocławiu. Do powiatu oleskiego przybyły posiłki wojskowe, które przeprowadziły liczne rewizje i aresztowania. Aresztowano ponad 60 osób. W trakcie aresztowania zginął próbując ucieczki polski działacz z Kadłuba Wolnego Izydor Murek.
Już w lipcu tego samego roku w Opolu przed nadzwyczajnym sądem wojskowym stanęło 17 oleskich powstańców. Wyroki były stosunkowo łagodne: tylko dwaj powstańcy zostali skazani na 5 lat ciężkiego więzienia – byli to Stanisław Węgier z Olesna i Franciszek Marońz Łowoszowa. Pozostali otrzymali wyroki od 3 miesięcy do 3 lat więzienia. Udział w późniejszych powstaniach często karano śmiercią.