"W RAF nazywano to hrabstwo hrabstwem bombowców. Stacjonowało tu wiele dywizjonów, w tym trzy polskie dywizjony bombowe" - mówi szef muzeum Geoff Burton. Stąd startowali piloci dywizjonów 300, 301 i 305.
Prawie piętnaście lat - tyle zajęło wolontariuszom, miłośnikom historii, stworzenie wystawy w dawnej bazie RAF Ingham, nieco na północ od Lincoln. Twórcy muzeum startowali właściwie od zera. Od dekad budynek stał w polu, niszczejąc. "Służył jako magazyn na pojemniki na ziemniaki i nawóz. Ale w latach czterdziestych zbudowano go jako kantynę dla pilotów" - podkreśla rozmówca Polskiego Radia.
Są w Królestwie muzea historyczne i wojskowe, gdzie część wystawy poświęcona jest roli Polaków. Ale to wystawa w Lincoln skupia się całkowicie na ich roli. Na pierwszą taką mozaikę pamięci składa się ponad 100 eksponatów, które ofiarowały rodziny pilotów. Dopiero podczas oficjalnego otwarcia Michael Wierzbowski odkrył, że dzięki nagraniu wideo już zawsze swoją historię w nowym muzeum opowiadać będzie jego ojciec, Tadeusz. "To była niespodzianka. Nie miałem pojęcia, że to nagranie tu będzie. Znów słyszę jego głos. To naprawdę, naprawdę wzruszające" - podkreślał. Ojca pożegnał w 2016 roku.
Obraz uzupełniają plansze informacyjne i mapy śledzące losy Polaków. Losy często skomplikowane. Do Królestwa docierali z różnych stron, w tym przez Iran czy Palestynę. A gdy nastał pokój wrócić do Polski nie mogli. W Ingham zobaczymy więc, jak przynajmniej na początku mieszkali. "Tuż po wojnie w Anglii nie było mieszkań. Brytyjski rząd przebudował więc baraki w koszarach. W gruncie rzeczy to były wielkie rury z metalu. Wstawiono tam ścianki działowe. W ten sposób powstały proste domki" - mówi Geoff Burton. W Ingham można teraz wejść do jednego z nich. "To precyzyjna replika. Wszystko się zgadza, włącznie z wymiarami. Dwie sypialnie, wspólny pokój, mała łazienka i zimna spiżarnia, która zastępowała lodówkę" - wylicza szef muzeum.
Ingham Heritage Centre zwiedzać można w czwartki, soboty i niedziele.