Spór pomiędzy tymi, którzy uważają, że polskość jest obciachem, a tymi, dla których stanowi bezcenną wartość, nie jest niczym nowym. Opozycję owych światopoglądów trafnie opisał już w roku 1790 w swojej komedii „Powrót posła” Julian Ursyn Niemcewicz.
Argumentów używano wówczas nieco innych, ale spór był ten sam. Z jednej strony nowocześni Europejczycy, z drugiej zaściankowi patrioci hołdujący wartościom, które sto pięćdziesiąt lat później sprawiły, że Polacy zwyczajnie nie mogli zostać sojusznikami Hitlera. Zwolennicy takiego sojuszu podnoszą argument, że byłoby to dla Polski opłacalne, tak jakby opłacalność miała cokolwiek do rzeczy w sferze wartości.
A wśród tych wartości niepoślednią rolę odgrywa na przykład szacunek do przodków, którzy o praworządność i klasycznie rozumianą tolerancję walczyli.
Potrafił Jan Zborowski w XVI wieku powiedzieć wybranemu już polskim królem Henrykowi Walezjuszowi w pełnej francuskich arystokratów katedrze Notre Dame: „jeśli nie przysięgniesz, nie będziesz panował”. Stało się to gdy Henryk wzbraniał się zaprzysiąc gwarancji wolności wyznania w Polsce będącej częścią zestawu zobowiązań znanego pod nazwą pacta conventa.
Zborowski choć sam rębacz i zatwardziały katolik, za protestantami nie przepadał, ale wiedział, że siła Polski leży w wierności szlacheckim ideałom, a wśród nich bardzo ważna była także tolerancja religijna. Było to zaledwie w rok po nocy świętego Bartłomieja, podczas której katolicy wymordowali w Paryżu około 3 tysięcy protestantów.
Zborowski, choć sam najprawdopodobniej nie miałby nic przeciwko podobnym represjom wobec innowierców nad Wisłą, ponad swoje sympatie postawił dobro Rzeczpospolitej, w której nikt rozsądny nie chciał oglądać francuskiego sposobu na walkę z reformacją. Dla wierności zasadzie tolerancji religijnej zaryzykował niełaskę przyszłego króla.
Rzeź przeciwników politycznych to na przestrzeni dziejów jedno z ulubionych zajęć francuskich elit politycznych. Coś takiego jak noc świętego Bartłomieja, czy jakobiński terror, w Polsce bez udziału cudzoziemskich okupantów nie mogłoby się zdarzyć, właśnie dzięki zespołowi wartości kryjących się pod uniwersalnym słowem „polskość”.
W koszyczku tych wartości leżą także tolerancja, zdolność do współczucia, upodobanie do kompromisów i szacunek dla ludzkiego życia, a także zapewne wiele innych. Zbierajmy je i pielęgnujmy, mimo, że na cyfrowych platformach brak filmów te wartości wspierających. Dlaczego? No bo to polskie wartości.