Wśród 108 polskich męczenników II wojny światowej, których 13 czerwca 1999 roku beatyfikował święty papież Jan Paweł II znalazło się pięciu bardzo młodych wychowanków Salezjańskiego Oratorium Św. Jana Bosco w Poznaniu.
Gdy za przynależność do konspiracyjnej organizacji aresztowano ich we wrześniu 1940 roku Jarogniew Wojciechowski miał zaledwie 18 lat, Franciszek Kęsy miał wówczas lat 20, po 21 lat mieli Czesław Jóźwiak i Edward Kaźmierski, a o rok więcej miał najstarszy z całej piątki Edward Klinik.
Tylko jeden z nich – Czesław Jóźwiak zdążył wziąć udział z bronią w ręku w walce przeciwko agresji Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 roku. Jego kolega Edward Kazimierski zgłosił się wówczas do polskiej armii na ochotnika, ale wojenna katastrofa nastąpiła tak szybko, że nie zdążył założyć munduru.
Cała piątka błogosławionych przyjaciół znała się z zajęć poznańskiego Oratorium Salezjanów. Przyjaźnili się, przed wojną wspólnie chodzili na pielgrzymki, m.in. na Jasną Górę. Podobnie jak bohaterom słynnych „Kamieni na szaniec” przyszło im wkraczać w dorosłość w surowych realiach niemieckiej okupacji, z tym, że w realiach poznańskich zagrożenie było znacznie większe bo na terenie wcielonej bezpośrednio do Rzeszy Wielkopolski już samo używanie polskiego języka było przestępstwem przeciwko niemieckiemu państwu.
W pierwszym roku wojny tysiące Polaków zostało z Wielkopolski wysiedlonych do generalnego gubernatorstwa, a ci co pozostali musieli swoją polskość ograniczyć do sfery bardzo prywatnej.
Wychowankowie salezjańskiego oratorium w innych warunkach zapewne rozpoczęli by studia i zostali wybitnymi lekarzami czy inżynierami, ale w realiach niemieckiej okupacji, podobnie jak wspomnianym już bohaterom „Kamieni na szaniec” pozostało im przyuczanie się do zawodu na kursach ślusarskich i praca fizyczna w warsztatach obsługujących znacjonalizowany przez III Rzeszę przemysł.
Jak należało się spodziewać to żadnym czynów ambitnym młodzieńcom nie wystarczało, już wkrótce więc znaleźli się w szeregach konspiracji. W poznańskich warunkach w początkach wojny nie było mowy o konspiracji z bronią w ręku, pozostawały więc buńczuczne nazwy.
Nasza piątka znalazła się początkowo w szeregach założonej przez Czesława Jóźwiaka organizacji Wojsko Ochotnicze Ziem Zachodnich. Z braku broni i większego doświadczenia wojskowego działalność ich skupiała się głównie na samokształceniu i propagowaniu idei niepodległościowych wśród poznańskiej młodzieży, a głównie wśród byłych wychowanków salezjańskiego oratorium.
Dopiero po jakimś czasie udało się im nawiązać kontakt, a następnie przystąpić do Narodowej Organizacji Bojowej i to był początek końca, bo ze struktur tej organizacji we wrześniu 1940 roku przyszła dekonspiracja i aresztowania. Cała piątka znalazła się najpierw na Gestapo, gdzie zostali poddani okrutnym torturom, a później kolejno w różnych niemieckich więzieniach by po blisko dwuletnim śledztwie w procesie z oskarżeniem o zdradę stanu 1 sierpnia 1942 roku usłyszeć wyroki śmierci.
Później wypadki potoczyły się stosunkowo szybko, zgodnie z niemieckim prawem pozwolono skazanym napisać listy do rodziny i 24 sierpnia 1942 roku w więzieniu w Dreźnie około godziny 20.40 cała piątka została ścięta na gilotynie.
To właśnie wspomniane listy do rodzin stały się podstawą do uznania cnót heroiczności młodych męczenników. Zarówno z tych listów jak i z zachowanych pamiętników wynika zadziwiająca dojrzałość, głęboka wiara i dojrzała świadomość poświęcenia za naród i wiarę chrześcijańską, której prawdy stały w jawnej opozycji do postępowej narodowo-socjalistycznej ideologii Niemieckiej III Rzeszy.
Każdy z listów pożegnalnych poznańskiej piątki do rodzin jest osobną lekcją pokory i oddania Bogu, my przytoczymy tu tylko jedno pozbawione patosu zdanie z ostatniego listu do rodziny Edwarda Klinika: „Dziwne są wyroki Boże, lecz musimy się z nimi zawsze pogodzić, gdyż wszystko jest dla dobra naszej duszy.”