Po pokonaniu Napoleona Bonaparte możni europejskich mocarstw spotkali się na kongresie w Wiedniu. Zjechało tam 200 delegacji poszczególnych krajów w liczbie ponad 100 tysięcy osób. Impreza trwała od października roku 1814 do czerwca 1815.
Jak zwykle przy takich okazjach bawiono się, romansowano, spiskowano, ale także obradowano, choć nigdy nie odbyła się żadna konferencja plenarna wszystkich uczestników kongresu. Celem ośmiomiesięcznych negocjacji było ustalenie zasad nowego ponapoleońskiego porządku w Europie i tak też się stało. Wynegocjowano coś, co wkrótce nazwano porządkiem wiedeńskim.
Najważniejszym efektem kongresu było zawarcie przez Rosję, Prusy i Austrię tzw. Świętego Przymierza. Oficjalnie jego celem była promocja chrześcijańskich zasad w polityce międzynarodowej i społecznej. W praktyce jednak chodziło o zapewnienie gwarancji trwania ustalonego porządku. W kolejnych latach do przymierza zaproszono wszystkie państwa europejskie poza niechrześcijańską Turcją.
Jaki zatem był dla nas ten wiedeński porządek. Przede wszystkim zlikwidowano utworzone przez Napoleona Księstwo Warszawskie. Wielkopolska wróciła do Prus, Kraków i okolice a z ziem dawnego II i III zaboru pruskiego utworzono autonomiczne Królestwo Polskie które złączono unią personalną z Rosją.
W myśl konstytucji będącej kompilacją Konstytucji 3 Maja i konstytucji Księstwa Warszawskiego każdy kolejny car Rosji miał być równocześnie królem Polski.
Konstytucja gwarantowała nam własny skarb, rząd, administrację, sądownictwo i armię, ponadto wolność słowa i wyznania. Teoretycznie więc zakres polskiej autonomii był bardzo szeroki, niektórzy badacze twierdzą wręcz, że formalnie był znacznie szerszy niż w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.
W praktyce systematycznie polskie wolności były przez Rosjan łamane i systematycznie ograniczane. Systematyczne naruszanie konstytucji doprowadziło w końcu do wybuchu powstania listopadowego i w efekcie do likwidacji polskiej armii i konstytucji zastąpionej tzw. statutem organicznym.
Warto zatrzymać się chwilę nad dwoma aspektami kongresówkowej autonomii. Pierwszym jest podejrzenie, że owa autonomia, podobnie jak ostentacyjny flirt cara Aleksandra z polskimi żołnierzami Napoleona, były tylko narzędziem, które miały ułatwić Rosji przejęcie terenów, które w drugim i trzecim rozbiorze przypadły przecież Prusom.
Drugim, znacznie ciekawszym aspektem rozważań o Królestwie Kongresowym jest modne ostatnio porównywanie go do nie tak odległego nam czasowo PRL-u. A podobieństw jest bardzo wiele.
W obu przypadkach zakres naszej autonomii formalnie był znacznie większy niż w rzeczywistości, a wszelkie myślenie o niepodległości spotykało się z brutalnymi reakcjami. W obu też wypadkach do utrzymywania Polaków w posłuszeństwie wykorzystywano polskich renegatów, choć ze smutkiem trzeba przyznać, że stopień gotowości do współpracy z Rosjanami w kongresówce był znacznie niższy niż w PRL.
Także armia polska w tamtym czasie była bardziej niezależna niż w okresie PRL-u, co pozwoliło na prowadzenie przez królestwo w latach 1830-31 regularnej wojny z Rosją, która gdyby nie kunktatorskie rządy i dowództwo, miała wszelkie szanse na powodzenie.
Historyczna perspektywa powinna prowadzić do wniosków i nauki na przyszłość. Wnioski z porównania kongresówki i PRL-u wskazują przede wszystkim, że w kontekście naszych blisko 300-letnich konfliktów z Rosją największym naszym problem byli nie Rosjanie, ale gotowi do współpracy z nimi Polacy.