4 maja 1944 roku – w Owczarni na Lubelszczyźnie oddział Armii Ludowej rozbroił i zamordował 18 partyzantów Armii Krajowej. Dlaczego zawracam tym Państwu głowę, skoro nie był to ani największy taki przypadek, ani najbardziej spektakularny, a jednak jest to doskonały przykład do zaprezentowania stosunków pomiędzy obiema działającymi podczas II wojny światowej polskimi partyzantkami.
Dowódcą oddziału, który wymordował AK-owców był 20-letni wówczas członek Polskiej Partii Robotniczej niejaki Bolesław Kaźmirak pseudonim „Cień”. W odróżnieniu od oficerów AK-owskich „Cień” nie był człowiekiem wykształconym. Nie skończył nawet okupacyjnej zawodówki spółdzielczej w Zakrzówku. Ale był członkiem PPR i komendantem ogniwa partii w Zakrzówku na Lubelszczyźnie.
Gdy w maju 1944 roku obejmował dowództwo kompanii szturmowej Armii Ludowej oprócz sporego doświadczenia bojowego w walce z Niemcami, miał już na swoim koncie także szereg morderstw i rabunków na miejscowej ludności. Były to zbrodnie dokonywane pod szyldem walki klas i zdobywania zaopatrzenia dla oddziałów.
4 maja 1944 roku pod pozorem rozmów o wspólnej akcji przeciwko Niemcom oddział „Cienia” zamordował dowódcę 3 kompanii 15 pułku piechoty Armii Krajowej porucznika Mieczysława Zielińskiego „Krysta” i jego 17 żołnierzy, dalszych 13 odniosło rany podczas odwrotu ratującego się ucieczką oddziału.
Osiem dni później oddział „Cienia: przeprowadził pacyfikację Bożej Woli, gdzie spalili 13 gospodarstw należących do rolników mających związki z AK. Na ratunek ludności wyruszyły wspólnie okoliczne oddziały AK i Narodowych Sił Zbrojnych. Cień jednak wymknął się z obławy i następnego dnia w swoim rodzinnym Zakrzówku zamordował pięciu schwytanych tam żołnierzy AK.
Do kolejnej egzekucji akowców doszło w czerwcu 1944 roku w Wandalinie, gdzie ludzie „Cienia” schwytali porucznika i dwóch podchorążych AK. 2 lipca doszło do regularnej bitwy z oddziałem AK dowodzonym przez Bolesława Frańczaka „Argila”, w której zginęło 13 Akowców.
Można by sądzić, że wszystkie te akty wrogości kompanii szturmowej Armii Ludowej wobec Armii Krajowej wynikały z np. porywczości zaledwie 20-letniego dowódcy, albo może to był jakieś pomyłki, czy osobiste animozje z miejscowymi członkami AK.
Nic bardziej błędnego. „Na miesiąc przed wybuchem powstania warszawskiego działający na Lubelszczyźnie „Cień” był jednym z najlepiej ocenianych dowódców partyzanckich Armii Ludowej. Zwierzchnicy mieli do niego tak duże zaufanie, że to właśnie jego oddział otrzymał zadanie ochraniania odlotu z polowego lotniska do Moskwy dowódcy Armii Ludowej Michała Żymierskiego.
Agresja Armii Ludowej wobec oddziałów AK nie wynikała z lokalnych uwarunkowań czy cech osobniczych poszczególnych dowódców. Była efektem programowego założenia, że w 1944 roku Niemcy byli już przegrani, wobec czego prawdziwa walka toczyła się o władzę w przyszłej Polsce. Aby zapewnić swojej opcji politycznej możliwie najlepszą sytuację na chwilę gdy walka militarna zastąpiona zostanie przez zmagania polityczne, należało wyeliminować możliwie największą liczbę żołnierzy AK, którzy podlegając rządowi emigracyjnemu, byliby naturalnym zapleczem opozycji wobec komunistycznej władzy. Stąd tak liczne walki pomiędzy partyzantami, którzy wydawałoby się pod niemiecką okupacją powinni przede wszystkim walczyć z okupantem.
A jak potoczyły się dalsze losy „Cienia”? Do czasu nadejścia armii sowieckiej zdobył tak ponurą sławę wśród ludności cywilnej Lubelszczyzny, że generał Żymierski wcielający oddziały AL do tzw. Armii Berlinga niejako z automatu, „Cieniowi” postawił warunek zmiany nazwiska. Od 1945 roku nazywał się zatem Bolesław Kowalski. Już wkrótce na czele wydzielonego oddziału specjalnego z Batalionu Ochrony Sztabu Generalnego WP przeprowadził pacyfikację okolic Hrubieszowa w tak okrutny sposób, że wywołało to protest miejscowego dowódcy NKWD.
W grudniu 1945 roku pruszkowski Urząd Bezpieczeństwa wysłał funkcjonariuszy z zadaniem zatrzymania „Kowalskiego”, ten jednak po pijanemu ich zastrzelił, a jego podkomendni przypuścili szturm na siedzibę UB w Pruszkowie. Można by pomyśleć, że za coś takiego powinien dostać karę śmierci. Jednak marszałek Żymierski wysłał zasłużonego bojowca do szkoły oficerskiej w Rembertowie. Po jej ukończeniu został dowódcą pułku Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Krakowie.
W 1948 roku wysłano go na studia do Akademii Sztabu Generalnego, po której ukończeniu został szefem wydziału w sztabie KBW.
W roku 1951 ujawniono, że w czasie okupacji brał udział w mordowaniu Żydów na Lubelszczyźnie. Pech chciał, że wśród zamordowanych byli bliscy wysoko postawionego urzędnika Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Kowalski trafił więc do więzienia.
W roku 1953 skazano go na 3 lata więzienia za nadużycie władzy, ale już w 1954 roku wyszedł na wolność i został zrehabilitowany jako ofiara stalinowskich represji, dzięki czemu otrzymał wysokie stanowisko w Głównym Zarządzie Politycznym Wojska Polskiego.
Kowalski zmarł w roku 1966, pochowano go w alei zasłużonych na warszawskich Powązkach.