Statystycznie i deklaratywnie przytłaczająca większość dotychczasowych mieszkańców naszego kraju należy do Kościoła Katolickiego. Obecnie wszechogarniająca wolność od wszystkiego rozluźniła nasze związki także z religią, a pandemia zwolniła wierzących z obowiązku cotygodniowego uczestnictwa w mszy, spadek liczby uczestniczących w obrządkach religijnych obserwowalny jest bez uciekania się do narzędzi statystycznych.
Na tym tle jak wykazały święta zeszłoroczne, Wielka Sobota paradoksalnie nadal jest dniem, w którym największa liczba Polaków przychodzi do kościołów. Oczywiście przychodzą poświęcić pokarmy. Od lat dla tysięcy naszych rodaków doroczne poświęcenie pokarmów jest ostatnim akcentem łączącym ich z religią. Dla wielu to już tylko taka polska tradycja, a nie duchowe włączenie w grono uczniów idących do Emaus.
Przypomnijmy: dwóch uczniów Jezusa po wydarzeniach Wielkiego Piątku czyli po egzekucji Jezusa i złożeniu Go do grobu, obawiając się, że osoby kojarzone ze skazanym mogą być celem kolejnych prześladowań, wyruszyli z Jerozolimy do Emaus by tam przeczekać najgorszy czas.
Po drodze dołączył do nich wędrowiec, z którym wdali się w rozmowę, ale nie rozpoznali w nim Jezusa. Zapewne Zmartwychwstanie to nie taka prosta sprawa i moment ten nieco zmienił postać Nauczyciela. Na pewno także działało proste psychologiczne zjawisko utrudniające uczniom wyjście poza myślowe schematy: wszak widzieli Jego śmierć.
Zostawmy zresztą te rozważania teologom. Dość powiedzieć, że uczniowie rozpoznali Jezusa dopiero podczas wspólnego posiłku gdy połamał chleb i podał im tak jak to robił wiele razy, a szczególnie podczas czwartkowej Ostatniej Wieczerzy.
Czy ten ostatni gest współuczestnictwa w Kościele – święcenie pokarmów, które gdy gorliwy ksiądz przeciąga nabożeństwo do pół godziny, tak trudno niektórym wytrzymać, ma jeszcze jakieś znaczenie? Czy rację mają ci co regularnie żyjąc z wiarą patrzą z pogardą na wielkosobotnie tłumy biegnące do kościoła z koszyczkami?
Pogarda nigdy nie jest chwalebnym uczuciem, ale sam dość prosty i niewymagający wielkiego zaangażowania obrządek poświęcenia pokarmów ma mądry głęboki sens.
Spożywając w niedzielę śniadanie wielkanocne właśnie po to mamy mieć do dyspozycji poświęcone pokarmy, by dzieląc się nimi dostrzec w swoim gronie obecność Jezusa. To ostatnia szansa, żeby wzorem uczniów zawrócić z drogi do Emaus i wrócić do wspólnoty, z której wyszliśmy, z której czasami uciekamy, a która może nam dać co najmniej odwagę do stawiania czoła codziennym trudom życia.