Zastrzeżenie postawione przeze mnie na początku, że ma to być czterdziestolatek lub człowiek starszy wynika ze smutnej konstatacji, iż przeprowadzone w ciągu ostatnich 30 lat reformy edukacji zgodnie z odwiecznymi marzeniami pokoleń Polaków doprowadziły ją, znaczy tę edukację, do średniego stanu zachodnioeuropejskiego. W efekcie przeciętny młodzieniec dziś w ogóle nie jest pewien w którym wieku była ta cała II wojna światowa.
Ale nie nad edukacją zamierzam dziś lamentować Chciałem tylko powiedzieć, że utrzymywanie, iż II wojna światowa rozpoczęła się 1 września 1939 r. jest zdecydowanie politycznie niepoprawne. Bowiem we wrześniu 1939 roku wojna ta toczyła się już całą parą w różnych zakątkach świata, a szczególnie w Azji.
Dalsze upieranie się, że II wojna światowa zaczęła się 1 września 1939 roku albo 7 grudnia 1941 roku jak twierdzą Amerykanie, czy 22 czerwca 1941 roku jak utrzymują Rosjanie, może być uznane za swoisty szowinizm białych ludzi. Japońska inwazja na Chiny rozpoczęła się 7 lipca 1937 roku, tylko my ze swojej Europy czy nawet z Ameryki nie za bardzo chcieliśmy to zauważyć.
A jednak, ze zdaniem Chińczyków chyba należy się liczyć, bo w końcu stanowią już ponad jedną czwartą mieszkańców naszej planety.
Kilka lat temu na naszych ekranach ukazał się film fabularny pod tytułem „Jutro idziemy do kina”. Opowiadał o grupie młodych Polaków umawiających się, że w piątek 1 września po południu wybiorą się do kina. Oczywiście plany te zniweczył niemiecki atak na Polskę. Tytuł filmu miał skłaniać do filozoficznej refleksji na temat wartości ludzkich planów wobec nieuchronności procesów historycznych. Stare przysłowie mówi, „chcesz rozbawić Pana Boga, opowiedz mu o swoich planach”.
Tymczasem zbytnie interesowanie się współczesnymi wydarzeniami na świecie, o których doprawdy strzępy informacji dostarczają nam mainstreamowe media, musi nas doprowadzić do zadania sobie dramatycznego pytania: „Czy żyjemy w czasach ostatecznych?” Odpowiedź nie jest ani łatwa, ani przyjemna.
Na Bliskim Wschodzie wojna wisi na włosku, w okolicach Morza Południowochińskiego już się chyba zaczyna, a w Górnym Karabachu jedna z najsilniejszych armii NATO rozwala importowane z Rosji czołgi. Wszystkie największe armie świata są już dawno zaangażowane w trwające konflikty i wszystko wskazuje na to, że żadne z nich nie powiedziało jeszcze swojego ostatniego militarnego słowa.
Wstrzemięźliwość naszych rozmaitych stacji telewizyjnych i portali newsowych w poruszaniu tych trudnych tematów wynika chyba wyłącznie z tego, że brak w nich dziennikarzy zdolnych do jakiejkolwiek analizy tej sytuacji. Tymczasem liczba, a przede wszystkim waga polityczna tlących się punktów zapalnych w dzisiejszym świecie, może i powinna niepokoić.
Spróbujmy zatem spojrzeć na to wszystko z historycznego punktu widzenia. Zacznijmy od Europy: II wojnę światową poprzedziła stoczona od lipca 1936 roku do kwietnia 1939 roku wojna domowa w Hiszpanii. Jak to zwykle z wojnami domowymi bywa, była to wojna niezwykle okrutna i toczona z niezwykłą bezwzględnością. Jest coś takiego w naturze człowieka, że wrogów- cudzoziemców chcemy tylko pokonać, natomiast wrogów – rodaków staramy się unicestwić, wypalić żelazem do surowej ziemi. Nic tak nas nie wkurza jak rodacy o przeciwnych poglądach politycznych, prawda?
Wróćmy jednak do historii. Wojnę w Hiszpanii armie włoska, niemiecka i sowiecka wykorzystały jako poligon do przetestowania swoich nowych rodzajów broni. Wcześniej Włosi zaatakowali Abisynię, dość zresztą nieudolnie. Ale to także był raczej poligon niż poważny konflikt.
Tak naprawdę moim zdaniem II wojna światowa rozpoczęła się w roku 1937, kiedy to Japonia zaatakowała Chiny. W tej trwającej ponad 8 lat wojnie wzięło udział 10 mln żołnierzy a japońska armia różnymi metodami wymordowała blisko 20 mln cywili. Ponieważ jednak mowa o Chinach to liczby te jakoś nie robią na Europejczykach wrażenia. Wiadomo, wielki kraj. Fakt, kraj na tyle wielki, że mógł wystawić przeciw Japończykom 5 mln żołnierzy, mimo, że Chiny od 1912 roku pogrążone były w wojnie domowej z komunistyczną rewolucją. Ciekawostką jest, że wojnę z Japonią wygrały Chiny Czang-Kai-Szeka, ale wojnę domową wygrały Chiny Mao Tse Tunga.
Czy konflikt w Azji miał wpływ na wybuch II wojny światowej na Zachodzie? Oczywiście, że miał! 25 października 1936 roku zawarto sojusz włosko-niemiecko-japoński zwany osią Berlin Rzym Tokio. Postępy japońskiej armii w Chinach w sposób znaczący stymulowały pozostałych sojuszników do intensywnego myślenia o podbojach, dodawały odwagi i animuszu.
Czy widzimy analogię dzisiejszej sytuacji do sytuacji sprzed wybuchu II wojny światowej? Tak widzimy, bardzo wyraźne. Póki co wygląda na to, że główny teatr wojny tym razem ominie Europę Środkową, ale liczba złych informacji docierająca do nas każdego dnia skłania do myślenia, że całkiem możliwe, iż III wojna światowa już trwa, a dopiero po jej zakończeniu historycy i politolodzy będą się zastanawiać kiedy się właściwie zaczęła.