Jana bez Ziemi znamy wszyscy z opowieści o Robinie Hoodzie. To ten nielojalny młodszy brat króla Ryszarda Lwie Serce, który próbował przechwycić królestwo gdy Ryszard zwiedzał ciepłe kraje w ramach wypraw krzyżowych. Ryszard jednak w końcu powrócił i odzyskał władzę, a młodszemu bratu nielojalność wybaczył i nawet uczynił go swoim następcą.
Fakt ten przydał się już wkrótce gdy Ryszard chwalebnie poległ w jednej ze swoich ulubionych kolejnych wojen. Jan ponownie okazał się władcą pokrętnym do tego stopnia, że zdenerwowani kilkukrotnym ściąganiem tego samego podatku możnowładcy wszczęli przeciwko niemu bunt i na tej drodze zmusili króla do podpisania czegoś w rodzaju umowy menadżerskiej pomiędzy królem, a jego podwładnymi.
Umowa oprócz systemu ściągania podatków określała przy okazji cały szereg spraw i procedur. Wśród nich znalazł się na przykład zapis zabraniający królowi zaciągania za granicą żołnierzy do użycia w Anglii. Zakazane też zostało więzienie poddanego bez wyroku odpowiedniego sądu. Przestrzegania przez króla zapisów Karty Swobód przestrzegać miała komisja złożona z 25 baronów, która w wypadku stwierdzenia naruszenia umowy mogła uruchomić procedurę usunięcia króla z tronu.
Warto tu zauważyć, że do grona poddanych króla umowa nie zaliczała wszystkich mieszkańców Anglii, ale tylko przedstawicieli szlachty i to oni otrzymywali wspomniane swobody. Zresztą dokładnie tak samo było w Rzeczpospolitej Szlacheckiej, która właśnie dlatego nazywała się szlachecką, że to właśnie szlachta była w niej w posiadaniu praw politycznych.
Myliłby się ten, kto by sądził, że lepiej było u nas z wolnością i demokracją w czasach plemiennych. Bo chociaż członkowie plemienia cieszyli się w zasadzie równością wobec prawa, a kniaziów wybierali sobie tylko na wojnę, ale w tamtym czasie prawa posiadali tylko członkowie rodzimego plemienia, a niemal każdy z nich posiadał co najmniej jednego niewolnika pochodzącego z plemion pokonanych w licznych wojnach.
Wróćmy jednak do Jana bez Ziemi i jego Wielkiej Karty Swobód. W związku z powszechnie dowiedzionym krętactwem króla wspomnianą umowę spisano w kilkudziesięciu egzemplarzach. Dzięki temu kilka z nich przetrwało do naszych czasów. Można by zapytać czy skoro w kilkudziesięciu paragrafach opisano tam rozmaite gwarantowane przez króla prawa poddanych, ale także ich obowiązki, to może mamy w tym wypadku do czynienia z jakąś pierwszą konstytucją?
No jednak nie, nasza trzeciomajowa konstytucja pozostaje pierwszą konstytucją w Europie. A to z takiego powodu, że Wielka Karta Swobód nie jest ustawą zasadniczą, od której wywodzić się mają wszelkie inne ustawy, ale spisem wzajemnych zobowiązań czyli raczej spisaniem praw, rodzajem kodeksu spisanego na jednym sporym arkuszu pergaminu.
Niewątpliwie jednak otwierała ona nowy rozdział w dziejach cywilizacji łacińskiej. Paradoksem jest, że u źródeł praworządności legło wyjątkowe krętactwo króla.