Nasz gość przyszedł do programu prosto z konferencji prasowej, na której przedstawił wspomnianą deklarację i tłumaczył, że takie działania są konieczne nie tylko dlatego, że co jakiś czas takie czy inne media na świecie powtarzają kłamstwa o "polskich obozach", ale także dlatego, że takie praktyki mogą się odbić na funkcjonowaniu Unii Europejskiej.
- W sierpniu 2018 roku polski sąd nakazał niemieckiej telewizji ZDF przeproszenie Karola Tendery, polskiego obywatela więzionego w niemieckim obozie zagłady. Okazało się jednak, że Niemiecki Federalny Trybunał Sprawiedliwości nie uznał tego werdyktu - mówi Jasiński. - Tymczasem w unii obowiązuje zasada uszanowania wyroków sądów państw członkowskich. Zachowanie niemieckiego trybunału może podważyć tę fundamentalną zasadę i doprowadzić do naruszenia spójności unii.
Nasz gość przyznał, że walka o dobre imię Polski nie jest łatwa, czego dowodem było polityczne zamieszanie wokół nowelizacji ustawy o IPN, którą przygotował wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki (choć Jasiński uważa proponowane przez Jakiego sankcje karne za słuszne).
- Ale rezygnować nie wolno, trzeba walczyć o pamięć historyczną - mówi. - Niemcy robią to od lat 60. tamtego wieku. Najpierw w kontekście wojennych zbrodni przestano mówić o Niemcach, zaczęto mówić o nazistach. A naziści mogli przecież mieć różne narodowości. Stąd już tylko krok do stwierdzenia, że byli też polscy naziści. Tymczasem Polska jest jedynym okupowanym krajem, w którym nie utworzono lokalnej dywizji SS w rodzaju SS-Wiking czy SS-Galizien. Dlaczego musimy powtarzać, że nie było żadnych "polskich obozów", były nazistowskie niemieckie obozy zagłady. Choć ja bym poprzestał na samych niemieckich obozach. Bo w ich tworzenie zaangażowany był, przypomnijmy, cały aparat państwa niemieckiego.