Dokonywano więc historycznych i stylistycznych wolt, by nie rozmijać się całkowicie ze zdrowym rozsądkiem. Polska Armia wydała specjalną odezwę do ludu czechosłowackiego, podkreślając, że przybyła na życzenie lokalnych działaczy partyjnych i państwowych, co jak wiemy, zgodne było z prawdą w stopniu minimalnym. Następnie wskazywano zagrożenie ze strony sił rewizjonistycznych i padały następujące słowa: „Bracia! Jesteśmy z wami w czasie niebezpieczeństwa. W jednym szeregu, tak jak kiedyś na polach Grunwaldu”. A więc znowu budzenie resentymentu antyniemieckiego, który zresztą przewija się często w relacjach z tamtych dni. W plotkach często pojawiała się rzekomo sprawdzona informacja, że nad granicą Czechosłowacji, po niemieckiej stronie gromadzą się wojska państw zachodnich, gotowej wejść w każdej chwili…
Próbowano również wpływać na opinię publiczną z pomocą mediów i wojskowej propagandy. Do wydziału propagandy 2 Armii Wojska Polskiego zwerbowano fachowców. Płk Henryk Nowaczyk, Szef Oddziału Propagandy Specjalnej 2 Armii przyznał, że w zespole – na Czechosłowację – miał plejadę ludzi pióra, telewizji, którzy z pewnością nie życzyliby sobie dzisiaj, by wymieniał ich z nazwiska. „Spotykało się ich później w życiu politycznym kraju, w dyplomacji, w handlu zagranicznym” – mówił Nowaczyk.
Pozostałe armie także nie próżnowały: osobno omówiona zostanie działalność radiostacji Wełtawa, która nadawała wbrew swojej nazwie z Berlina, za pośrednictwem nadajnika pod Dreznem i realizowała zadania propagandowe. Podobnie było z dziennikiem Zprawy, czyli Wiadomości lub z wykorzystaniem ulotek rozrzucanych również przez polskie samoloty. Te ostatnie, zamiast jednak rozpalać na nowo socjalistyczny zapał, zasiliły ognisko podpalone przez miejscowych.
Odnotowano również wykorzystanie specjalnych samochodów wyposażonych w głośniki. Jeden z nich pojawił się na placu w miejscowości Hożice. Najpierw nadawano z niego muzykę, a później nieliczni mieszkańcy mieli okazję usłyszeć okolicznościowy komunikat, wyjaśniający im powody inwazji.
Druga strona zresztą także nie próżnowała, starając się wpływać na morale nie tylko Czechów i Słowaków, ale i polskich żołnierzy. Jednym z najpoważniejszych problemów dla okupantów były, mnożące się jak grzyby po deszczu, nielegalne radiostacje. Pierwsze z nich zaczęły nadawanie już w południe 21 sierpnia, także audycji w języku polskim. Do ich wykrywania i rozbijania przeznaczono znaczne siły jednostek rozpoznawczych oraz walki radioelektronicznej.
Największą rolę w prowadzeniu propagandy, mającej podminować morale interwentów, odgrywało radio. W mniejszym stopniu oficjalne rozgłośnie radiowe, w większym rozgłośnie regionalne, a w największym – wspomniane radiostacje prywatne, opowiadał płk Lechowi Kowalskiemu Longin Stegliński, przyznając równocześnie, że główny wysiłek tej – jak ją określa – zjadliwej propagandy skierowany był nie na polskie wojska, a na Armię Radziecką i Bułgarską Armię Ludową.
Jerzy Sychut, w czasie „Operacji Dunaj” żołnierz 6. Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej wspomina, że w jednostce rozlokowanej po czeskiej stronie granicy, nie zapominano o codziennej indoktrynacji. Wyjaśniano sytuację polityczną. Młodzi żołnierze korzystali z tych zajęć, aby odpocząć. Niektórym udawało się zdrzemnąć, zwłaszcza podczas codziennej lektury „Żołnierza Wolności” i „Trybuny Ludu”.