Zdobywała medale olimpijskie w biegach na 100, 200, i 400 metrów, w sztafecie 4x100 metrów oraz w skoku w dal. Łącznie wywalczyła tych medali siedem, w tym trzy złote. Do tego doszedł worek medali mistrzostw Europy i dziesięć rekordów świata, wraz z tym najsłynniejszym: na igrzyskach olimpijskich w Montrealu w 1976 roku zdobyła złoto w biegu na 400 metrów z fenomenalnym wynikiem 49,29 sekundy.
Gdy dobiegła do mety swojego życia, ten rezultat sprzed 42 lat nadal budzi podziw. Proszę sobie wyobrazić, że z takim czasem Irena Szewińska zdobyłaby złoty medal na igrzyskach w Rio de Janeiro w 2016 roku, w Londynie w 2012, Pekinie w 2008 oraz Atenach w 2004 roku!
Nie ma chyba bardziej wymownego dowodu jak wybitną była sportsmenką. Pierwsza w historii polskiego sportu Dama Orderu Orła Białego na zawsze pozostanie legendą.
Kreowanie legend to także jedna z najważniejszych funkcji mundialu. Nie na każdym wprawdzie rozbłyskują gwiazdy, o których pamięta się przez pokolenia, ale dzieje się tak w każdej epoce.
Rosyjskie mistrzostwa świata jeszcze takiej supernowej nie wykreowały. Najbliżej jest prowadzący w klasyfikacji strzelców Anglik Harry Kane, lecz czas próby dla niego i innych kandydatów na mundialowych herosów dopiero nadchodzi wraz dzisiejszym startem rozgrywek ćwierćfinałowych.
Niewykluczone, że na rosyjskim mundialu błyśnie ktoś, kogo zapamiętamy dzięki temu na dziesiątki lat. Tak jak Diego Maradonę, który grał na trzech mundialach, zdobywając na dwóch z nich tytuł mistrza i wicemistrza świata, ale pamiętamy go głównie z roku 1986 z Meksyku. A nawet z jednego meczu: ćwierćfinału Argentyna – Anglia, w którym zdobył dwie najsłynniejsze bramki w dziejach futbolu.
Pierwsza była słynną ręką Boga – piłkarskim skandalem wszech czasów. Padła w 51 minucie, a zaledwie trzy minuty później Diego Armando Maradona przeprowadził najbardziej spektakularny rajd w dziejach mundiali, mijając po drodze sześciu rywali i dając Argentynie prowadzenie 2-0.
Tymi dwoma wydarzeniami na przestrzeni zaledwie 180 sekund Maradona zrównał się z Pelem – piłkarzem wszech czasów, którego zresztą wyprzedził w plebiscycie na najlepszego piłkarza XX wieku.
W 1938 roku na mundialu błyszczał legendarny czarnoskóry Brazylijczyk Leonidas, po nim właśnie była epoka Pelego, w 1974 roku mistrzostwa wykreowały Gerda Müllera i Grzegorza Latę (króla strzelców tamtego mundialu); w 1982 roku błyszczały gwiazdy Włocha Paolo Rossiego i kolejnego Polaka, Zbigniewa Bońka.
Z czasów nam bliższych trzeba wspomnieć Zinedine’a Zdane’a, który w 1998 roku poprowadził do triumfu Francuzów oraz oczywiście brazylijskiego Ronaldo, błyszczącego w mistrzostwach na przełomie wieków.
Takich, zapadających w pamięć pokoleń, indywidualności jest niewiele, ale to właśnie dla nich tak wielu ludzi pasjonuje się sportem, a świat raz na cztery lata zwalnia, by skierować zbiorowe spojrzenie na piłkarską murawę. Patrzmy więc, póki czas, bo tegoroczny Mundial właśnie wkracza w jedną z ostatnich faz.