Bo wspomniany tekst jest o urokach turystycznych Warszawy, skąd zatem ta polityczna-antypatyczna wstawka? Czy lewicowość, by nie rzec lewackość, Suddeutche Zeitung jest aż tak zapiekła, że nawet gdy serwuje czytelnikom przepis na polski bigos, to musi dorzucić doń antypolski skwarek?
„Ludzie nie dadzą sobie popsuć nastroju przez eurosceptyczny rząd…" Cóż to może oznaczać w praktyce według autora tych słów? Że Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz włóczą się po ogródkach kawiarnianych Starego Miasta lub Mokotowa i rozlewają zagranicznym turystom drinki? Plują do piwa? Zaczepiają, obgadując Unię? Równie nieelegancko zabrzmiałaby w polskiej gazecie uwaga, że Berlin był fajnym i bezpiecznym miastem, dopóki go nie zepsuł niemiecki rząd, sprowadzając doń tłumy afrykańskich imigrantów. Choć przecież byłaby o niebo bliższa prawdy niż zaczepka o eurosceptycyzmie.
Skoro o imigrantach mowa… Niedawno temat znów zaistniał w Brukseli i po raz kolejny oskarżono Polskę o brak serca i sympatii dla imigrantów. Przyznam, że mam już tego dość. W Polsce pracuje lub uczy się w tej chwili około miliona Ukraińców. Kimże oni są, jeśli nie imigrantami? Czy dzieje się im tu krzywda? Znajdują pracę, naukę, nowy dom, ciepły kąt, dobre słowo, czasami miłość. Polska daje im nadzieję i szansę. Oni dają nam w zamian swoją pracowitość, świeżość, żywiołowość, urodę (to o kobietach), lojalność i – uwaga, bo to niezwykle ważne – obliczalność.
Tymczasem, gdyby zastosować kryterium imigranta wypracowane w ostatnich latach przez eurobiurokratów, europropagandystów (oraz przez stado naszych medialnych pudli, szczekających tak, jak tego oczekuje Bruksela lub niemieccy właściciele ich miejsc pracy), można by dojść do wniosku, że Ukraińcy to są imigranci gorszego sortu. Bo prawdziwy imigrant, według europejskiego i polskiego leminga, musi być koniecznie stroniącym od pracy czarnoskórym analfabetą, naładowanym żądaniami i koniecznie wyposzczonym seksualnie. Wtedy jest on imigrantem pełnowartościowym. A Ukraińcy? Oni się nie liczą. Spytajcie Różę Thun lub Michała Boniego.
Czy to nie jest rasizm ale na odwyrtkę? Czy to nie jest dyskryminacja naszych braci Słowian z Ukrainy? Czy to nie jest w końcu stwarzanie sobie przez Europę problemów, z którymi potem musi się ona zmagać? (Gdybyż jeszcze bohatersko, ale ona zmaga się głupio!)
Proszę nie odpowiadać mi na te pytania. Szkoda pięknego weekendu na zaprzątanie sobie głowy odpowiedziami. Pytania były retoryczne.