Mhm… Trzy lata lata temu głosowałem jak większość narodu, a nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek wcześniej lub później odczuwał, choćby w stopniu minimalnym, chęć na opuszczenie UE. Nawet w największym polemicznym lub jajcarskim zacietrzewieniu, nigdy się na ten temat nie zająknąłem, i to nie tylko z ostrożności, gdyż łatwo potem wykorzystać taką gafę przeciwko mnie (ukłony dla sieciowych followersów i tajnych researcherów), ale ja naprawdę nawet tak nie pomyślałem: aby dokądkolwiek z Unii wyjść. Nigdy też nie spotkałem nikogo, kto chciałby, aby Polska opuściła Unię i to bez względu na wyznawane przez siebie poglądy. Czy był z prawa, czy był z lewa, był zawsze za Unią. Nie usłyszałem żadnego wezwania: „Wychodzimy z Europy!”. Nigdzie też czegoś podobnego nie przeczytałem, nawet na murze. Owszem, jest w Polsce grupka polityków (a raczej politykierów) i publicystów, którym polexit byłby w smak, lecz jest to tak mało wpływowy margines, że w żaden sposób nie uzasadnia obecnego medialnego wzmożenia i przestrachu.
Skąd zatem tyle gadania o polexicie? Z dwóch powodów. Pierwszym jest cyniczne straszenie Polaków w celu wywołania w nich pożądanych reakcji wyborczych. Czyli manipulacja. Drugim odwieczny nasz, poczciwy, kartoflany kompleks, przez który upatrujemy boga w każdym, kto mieszka na zachód od Łaby, nosi modne ciuchy, do uszu wciska białe słuchaweczki i jada widelcem garbkiem do góry albo jeszcze lepiej – pałeczkami, koniecznie eko. To ten kompleks nakazuje nam ulegać szantażowi, którego istotę streścić można w przysłowiu: widziały gały, co brały. Skoro tak bardzo chcieliśmy do Unii, przekonują nas cynicy lub wypełnieni kompleksami poczciwcy, to powinniśmy akceptować wszystko, czego sobie ona od nas zażyczy. Wspólną walutę, imigrantów z Afryki, małżeństwa homo, kwoty CO2 i inne wynalazki postępu. Akceptujmy bez najmniejszej dyskusji, bez żadnego stawiania się, bez fochów! Bo kto dyskutuje, kto się stawia, kto ma focha, ten jest wrogiem Unii. Chce nas z niej wyprowadzić lub tak ją rozzłościć, żeby nas sama od siebie odrzuciła. To trochę tak, jakby panikować, że smarkacz, któremu nie zasmakował grysik, więc ośmielił się w związku z tym grymasić przy stole, zamierza ogołocić w nocy portfel ojca z kart kredytowych, a potem uciec z domu i związać się z ruskim gangiem.