Ostatnio do tego straszenia dołączyła gwiazdorska trójca z „Ziemi Obiecanej”, choć raczej należałoby ten film przetytułować na „Raj utracony”. Nie zliczę już całego tabunu pisarzy, filmowców oraz performerów. Ci ostatni to tacy artyści, którzy nie potrafiąc namalować konia, pokładają się nago na scenie pośród śmieci, dorabiając do tego ideologię tak niezrozumiałą, że nikt nie ośmiela się powiedzieć, że bredzą. Jeśli ktoś sądzi, że przesadzam, niech sobie poczyta programy teatralne dołączane do biletu.
Ba, nawet subtelni poeci nie korzystają z łaskawej okazji do pomilczenia i muszą wyjść przed szereg – jak Zenek brygadzista na zebraniu partyjnym za Stalina, kiedy trzeba było potępić imperialistów z Ameryki. Oto, co napisał ostatnio w Zeszytach Literackich jeden z najbardziej przenikliwych opolskich poetów.
Podróżowanie w kosmos się zaczyna zwyczajnie:/ rankiem znajdujesz w gazecie wiadomość, /że prezydent w nocy wreszcie podpisał prawo/ i że już za chwilę rozpocznie się dla ciebie odliczanie: /najpierw kilka donosów, dwa wezwania w celu złożenia wyjaśnień, rutyna./ Potem kolejne, do zwolnienia z pracy. /Podwyżka opłat i nieznani sprawcy/ niszczą samochód, mażą drzwi./ Ta mina sąsiada, gdy przyjdą./ Nawet nie zdążysz powiedzieć dzieciom, /że to podróż w kosmos.
To się naprawdę dzieje w Polsce, panie poeto? A może pan dopiero wraca z kosmosu, a własną wiedzę o skrawku swej ojczystej planety, nazwanym Polską, czerpie wyłącznie z pokładowego komputera ustawionego na określone portale? A może to ja jestem kosmitą i czegoś nie dostrzegam?
Zostawmy poezję, bo i ona raczej nie pomoże totalnej opozycji… Tak jak nie pomogły jej chore dzieci wystawione do walki politycznej niczym piastowskie pacholęta pod Głogowem w tysiąc sto dziewiątym (ukłony dla aktora – syna…).
A co pomoże? Wygląda na to, że seniorzy. Teraz oni mają być pałką na rząd. Jak donosi (głośno i panikarsko) rzecznik praw obywatelskich, Adam Bodnar, polski rząd – cytuję - nie włącza się w prace grupy roboczej ONZ do spraw starzenia się, która pracuje nad przygotowaniem konwencji o prawach osób starszych. Co więcej – alarmuje rzecznik praw - rząd nie planuje udziału w spotkaniu grupy.
Tu kilka słów wyjaśnienia: od 2012 roku, czyli od sześciu lat, na szczeblu Organizacji Narodów Zjednoczonych toczą się dyskusje nad stworzeniem konwencji o prawach osób starszych. To taki akt prawny złożony z kilkudziesięciu tysięcy słów, a jedno bardziej wodniste od drugiego, który ma – znów cytuję - wzmocnić prawa seniorów i przeciwdziałać dyskryminacji ze względu na wiek. Zdaniem rozpaczającego Adama Bodnara, powinniśmy być koniecznie w gronie państw, które będą miały wkład w powstanie tego ważkiego dokumentu. Tyle, że każdy, kto zna skuteczność jakiejkolwiek agendy ONZ, musi przyznać, że wydawane przez nią akty prawne mają moc zwietrzałego piwa.
Nie inaczej jest w tym przypadku. Zdaniem ONZ i polskiego RPO, to nie solidarność pokoleniowa, lecz wieloletnie pustosłowie ma sprawić, że starszym ludziom będzie się żyło lepiej. A sam rzecznik ubolewa, że do produkcji tego pustosłowia nie wysłano żadnego przedstawiciela naszej klasy próżniaczej. No cóż, jak się chce Kaczora, pardon… psa uderzyć, to kij się zawsze znajdzie.