Nielegalne pozbywanie się śmieci wciąż stanowi problem w gminie Nysa. Coraz częściej jednak udaje się ustalić i ukarać sprawców tego typu procederów.
Czasami na trop zaśmiecających lasy czy rowy udaje się trafić po przeszukaniu dzikiego wysypiska. Jak mówi kierownik referatu szkolno-rejonowego nyskiej straży miejskiej Urszula Harkawa, taka sytuacja miała miejsce niedawno w okolicy Sękowic.
- Niedawno mieszkaniec zgłosił nam wyrzucone odpady. Na polną drogę zostały wyrzucone kartony. Przez to, że znajdowały się na nich adresy i nazwisko, to w ten sposób mogliśmy dotrzeć do właściciela tych odpadów - wyjaśnia.
Nie zawsze jednak ustalenie sprawców jest tak proste. Wówczas nieoceniona jest pomoc świadków, którym zdarza się na przykład wykonać fotografie dokumentujące zaśmiecanie terenu.
Śmieci wyrzucane w nieodpowiednie miejsca to także problem dla magistratu. Każdego roku z dróg, parków czy placów w gminie Nysa zbieranych jest około 80 ton odpadów, co kosztuje pół miliona złotych rocznie. Z samych dzikich wysypisk wywieziono w ostatnich latach około 30 ton śmieci, wśród których przeważał gruz budowlany.
Naczelnik wydziału gospodarki komunalnej i drogownictwa Urzędu Miejskiego w Nysie Arkadiusz Janowski wskazuje, że mieszkańcy nadal pozbywają się śmieci w niedozwolonych miejscach, mimo że mogą to zrobić legalnie, zazwyczaj bez dodatkowych opłat.
- Trudno mi powiedzieć, gdzie tkwi przyczyna. Pewnie w tym, że zawsze się wywoziło. 12 razy w roku z nieruchomości wielorodzinnych są odbierane gabaryty, a z jednorodzinnych 4-krotnie. Prowadzone są akcje informacyjne. Są 2 PSZOK-i, które, no nie powiem, że czekają, ale mają obowiązek przyjąć pralkę, oponę czy też lodówkę - tłumaczy.
Dodajmy, że zaśmiecanie miejsc publicznych jest wykroczeniem, za które grozi kara w wysokości do 500 złotych.